wtorek, 21 maja 2013

Dwunasty


            Louis przygryzł od środka policzek gdy zobaczył na ekranie telefonu, kto do niego właśnie dzwoni. Nie powinien już ignorować połączeń od Eleanor. Powinien postąpić jak dorosły. Ale cholera, jak postępują dorośli?
            Spojrzał w bok na Harry’ego, który leżał na wznak na leżaku, opalając się przy hotelowym basenie, a w jego uszach (przypuszczalnie uszach; kto wie, co on tam ma pod tymi lokami?) tkwiły słuchawki od iPoda. Westchnął i odebrał telefon, zanim się rozmyślił.
            - Nareszcie! – usłyszał dobrze znany sobie głos, w którym wyczuwalna była ulga.
            - Cześć – przywitał się dość neutralnie, z lekkim wahaniem. – Dlaczego dzwonisz?
            - Bo chciałam ci wszystko wytłumaczyć. Nie chodzi o wymyślanie sobie wymówek bo wiem, że zawiniłam, ale… - słychać było, że przełyka ślinę. – Ale o to, co mną kierowało.
            - Mów – powiedział tylko.
            - Dzięki, Lou. Bo chodzi o to, że nie chciałam się z nim spotkać po to, by cię wkurzyć czy wzbudzić w tobie zazdrość… No, może trochę. Nie przypuszczałam, że złapią mnie paparazzi, ale mogłam się tego spodziewać – zaśmiała się gorzko. – Wiesz, czemu się z nim spotkałam? Bo było mi już niedobrze, jak patrzyłam na ciebie i Harry’ego. Bo to z nim spędzałeś czas, nie ze mną. To z nim chodziłeś do kina, z nim się spotykałeś, jak miałeś wolne.
            - Czekaj… Byłaś zazdrosna o mojego przyjaciela? – przerwał jej z niedowierzaniem. – El, to niedorzeczne! Przecież ja cię…
            - Daruj sobie, Lou. Gdybyś mnie naprawdę kochał, nie stawiałbyś mnie w swojej hierarchii niżej niż Stylesa. Nie mówię, że nie było między nami chemii, ale miłość? Nie sądzę.
            Louis potarł czoło.
            - Ale El, o co ci chodzi? Przecież wiesz, że jesteśmy z Hazzą najlepszymi przyjaciółmi… Jesteśmy praktycznie tak blisko, jak bracia!
            - W takim razie uważaj, bo kazirodztwo nie jest dobrze przyjmowane w społeczeństwie – powiedziała jedynie i rozłączyła się, zostawiając do z jeszcze większą ilością pytań niż wcześniej.

***

            Kiedy Niall pakował się przed wyjazdem nie przypuszczał, że ktoś będzie miał zamiar go odwiedzić o siódmej rano; gdy rozległ się dzwonek do drzwi po prostu go zignorował i nadal przeliczał koszulki wyciągnięte z szafy.
            Usłyszał, że jego tata idzie otworzyć, po czym zamarł, słysząc gościa.
            - Dzień dobry – powiedziała Phee. Co ona tu robiła? – Ja, em… Czy jest Niall? Znaczy się… - odchrząknęła. Chłopak nie chciał, żeby dalej się męczyła, więc zbiegł szybko na dół i uśmiechnął się zza pleców Bobby’ego.
            - Możesz już iść, tato – zwrócił się do niego. Kiedy mężczyzna odchodził, uniósł kciuk w górę, co chłopak skwitował tylko pokręceniem głowy.
            - Coś się stało? – spytał, nagle poważniejąc, widząc pobladłą twarz Phee.
            - Z mamą jest bardzo źle – zakomunikowała mu. – Muszę jechać do Dublina już teraz… - wskazała stojące przy chodniku czerwone Mini. – I chciałam się pożegnać. – wyciągnęła do niego dłoń. Horan ujął ją delikatnie (czuł, jak drży) i po krótkim namyśle pochylił się i pocałował dziewczynę w policzek, nadal nie puszczając jej dłoni.
            - Pisz, dzwoń, cokolwiek – powiedział jedynie, a ona pokiwała głową i puściła jego rękę.
            - Do widzenia, Niall – pożegnała się ze smutnym uśmiechem na twarzy. Chłopak krzywo to odwzajemnił, koniecznie chcąc coś powiedzieć, ale wszystko, co przychodziło mu do głowy, brzmiało jak kwestia z dennej amerykańskiej komedii romantycznej. W zamian powiedział tylko jedno.
            - Do zobaczenia, Murphey.
            - Nie jestem tego taka pewna – powiedziała cicho, ignorując to, że zwrócił się do niej pełnym imieniem, i odwróciła się, po czym odeszła do samochodu. Drzwi zatrzasnęły się za nią, siedząca za kierownicą babcia odpaliła silnik i po chwili już ich nie było.
            - Utrzymacie kontakt, prawda? – spytała Catrina St. James po kilku kilometrach ponurego milczenia ze strony swojej wnuczki.
            - Niby tak – powiedziała Phee, potakując. – Chociaż to i tak się nie uda.
            - Co?
            - Jakikolwiek związek… czy coś w tym guście. Znamy się jakieś… Dwa tygodnie? I nie zanosi się na to, że uda się to pociągnąć. W końcu jego praca to jeżdżenie po całym świecie i śpiewanie do tysięcy piszczących dziewczyn, marzących o tym, by z nim być.
            - A ty masz taką szansę, i jej nie przyjmujesz.
            Phee wzruszyła ramionami, odwracając twarz w stronę okna.
            - To nie szansa, to przypadek To by i tak nie przetrwało.
            - Skoro tak uważasz… - westchnęła babcia dziewczyny, choć uważała, że gdyby jej wnuczka naprawdę tego chciała, ich (co najmniej) przyjaźń by przetrwała.

***

            - Cholera, Niall, ostatnim razem jak sprawdzałem nie byłeś dzikim zwierzęciem! – wykrzyknął Louis, kiedy Irlandczyk zmiażdżył go w uścisku.
            - Czyli wszystko już w porządku? – spytał chłopak, puszczając przyjaciela.
            - W najlepszym. Tak sądzę – powiedział, spoglądając w bok na Harry’ego, który uśmiechnął się do niego promiennie. – Rozmawiałem z Eleanor – dodał nieco poważniejszym tonem, zwracając się znów do Nialla.
            - O. – powiedział jedynie blondyn, tracąc radosny błysk w oku. – I co?
            Louis westchnął i przebiegł dłonią przez włosy, mierzwiąc je sobie trochę.
            - Nie wiem. Serio. Ta rozmowa była taka dziwna… - Westchnął ponownie. – Bo tak jakby ona stwierdziła, że… Cholera, aż głupio mi o tym mówić… - Przerwał na chwilę i spojrzał niepewnie na obserwującego go przyjaciela. – No że niby twierdzi że ja i Harry jesteśmy zakochani – wyrzucił z siebie. – A nie jesteśmy. Ale ona to tak powiedziała…
            Niall zmarszczył brwi i spojrzał na Louisa, potem na rozmawiającego z Liamem i Zaynem Harry’ego, a potem znowu na Louisa.
            - Cóż… - Przez chwilę zbierał w głowie słowa. – Osoba postronna mogłaby stwierdzić, że jesteście w czymś w rodzaju związku, biorąc pod uwa…
            - Nie ty następny! – krzyknął Tommo i bez słowa poszedł do pozostałej trójki chłopaków, patrzących na niego pytająco. W odpowiedzi tylko pokręcił głową i z uśmiechem zaczął o czymś mówić. Niall po chwili również do nich dołączył i udawali, jakby nic się nie stało.
            Rozmową o pobycie Louisa i Harry’ego w Barcelonie zapełnili te kilka minut, po których do studia wszedł Savan Kotecha i jeden z producentów – ich wolne się skończyło, mieli wrócić do nagrywania nowej płyty. Zostało im już tylko kilka piosenek, a jedną z nich było Summer Love autorstwa Nialla. Był taki dumny z niej, kiedy ją napisał, a teraz miał ochotę gorzko się zaśmiać z tej całej sytuacji. Prawie jakby przewidział, że taka letnia miłość go spotka.
            Miłość? Nie był pewien tego słowa. Ale niezaprzeczalnie było to coś wyjątkowego.

***

            W przerwie po dwóch godzinach pracy – żeby nagrać coś, musi to być perfekcyjne – Harry został wysłany do Starbucksa po kawę dla każdego, Niall i Liam postanowili zrobić jakiś kawał Savanowi, a Louis i Zayn zostali sami w studiu.
            - Co tam u Perrie? I u was ogólnie? – spytał Tommo, siadając pod ścianą i klepiąc ziemię obok siebie, żeby mulat usiadł obok niego.
            - W porządku – odpowiedział chłopak, siadając. Kiedy to robił, strzeliło mu coś w kolanie i skrzywił się, mrucząc pod nosem coś w stylu „starość nie radość”. – A jak tam twoje życie miłosne? – zapytał. Wiedział, że coś się stało w Hiszpanii. Wiedział. Harry nie byłby tak bardzo rozentuzjazmowany po przyjeździe.
            - Czemu wszyscy mnie o to pytają? – Louis zmarszczył brwi. – Też w porządku, jak sądzę. Znaczy się, rozstaliśmy się z Eleanor już na dobre, ale już z tego powodu tak nie rozpaczam. Kiedy byliśmy w Hiszpanii z Hazzą to tak właściwie o niej już zapomniałem. Przy nim nie da się pamiętać o jakiejś tam dziewczynie.
            - Czyli powiedział ci… - zaczął Zayn, ale nagle się zaciął stwierdziwszy, że nie powinien tego pytania zadawać. Co on mógł wiedzieć na temat tego, co dzieje się między jego przyjaciółmi? Fakt, Harry często mu się zwierzał, ale po przyjeździe z wakacji nie miał na to czasu. Co, jeśli nic się między nimi nie wydarzyło?
            - O czym? – spytał podejrzliwie Tommo, kiedy Zayn bił się z myślami. Chłopak tylko pokręcił głową. – Zayn, zacząłeś, więc proszę cię, skończ – zaczął drążyć.
            - To nic. Naprawdę.
            - Zayn… - Louis wpatrzył się w niego zmrużonymi oczami. – Wiem, że nie umiesz kłamać. Powiedz mi.
            Mulat znów pokręcił głową, ale przyjaciel zbliżył się do niego tak, że niemal przypierał go do ściany, a ich twarze dzieliły dwa cale.
            - Zayn.
            Chłopak nie chciał mówić. Nie mógł. Przysiągł Harry’emu że nie powie. Ale pod wpływem tych groźnych niczym letnia burza oczu jego usta same wypowiedziały te słowa. Za co miał ochotę sobie je zaszyć, albo jak małe dziecko udać, że przekręca kluczyk i wyrzuca go przez ramię. Ale nie mógł tego cofnąć. Nie mógł cofnąć tych wyrazów, tych głosek.
            - Jest w tobie zakochany.
            Wiedział, że to był błąd. Wiedział, że Harry mu tego nie wyznał. Wiedział, obserwując zmieniający się wyraz twarzy Louisa: najpierw zastygł, potem jego oczy otworzyły się szeroko, po czym znów zwęziły do małych szparek. Bez słowa wstał i spojrzał na niego z góry.
            - Wiesz co Zayn? Pieprz się. Pieprzcie się kurwa wszyscy – ty, Eleanor i Niall. Bo Harry nie jest cholernym gejem. I ja też nie. Pieprzcie się – powiedział, po czym gniewnie wyszedł, niczym tajfun wypadł ze studia. Z daleka zobaczył wracającego ze Starbucksa Stylesa, niosącego sześć kubków w swoich wielkich rękach, ale zignorował go i wsiadł do swojego Porsche. Już chciał odjechać, ale zorientował się, że przecież zostawił wszystkie inne rzeczy w torbie, która została w studiu.
            - Geniusz – wymamrotał do siebie i oparł się czołem o kierownicę. Wyciągnął ręce na desce rozdzielczej i starał się rozplątać ten mętlik, jaki miał właśnie w głowie. Usłyszał pukanie w szybę, ale nawet nie drgnął. Wiedział kto to. Nie miał zamiaru z nikim rozmawiać, a szczególnie z nim. Musi wszystko sobie poukładać.
            Harry jednak nie dawał za wygraną.
            - Louis! – zawołał, tak by chłopak usłyszał go przez szybę. – Coś się stało?!
            Lou podniósł gwałtownie głowę i, nadal nabuzowany, otworzył drzwi i wysiadł.
            - Wiesz co się stało? – zaczął, patrząc na niego w górę, kiedy ten przyglądał mu się trochę niezrozumiale, trochę troskliwie. - Wszyscy twierdzą, ze jesteśmy razem. Ja i ty.  I Zayn twierdzi, że jesteś we mnie zakochany. I to nie jest prawda. To nie jest prawda – powtórzył zdecydowanie. – Ale mnie to nieźle wkurwiło. Więc proszę cię, daj mi święty spokój.
            Już chciał się odwrócić i wsiąść z powrotem, ale zatrzymał go szept Harry’ego, niemal niesłyszalny wśród odgłosów z ulicy, śpiewu ptaków czy szumu liści wprawianych w ruch przez wiatr.
            - Ale to jest prawda.
            Chłopak odwrócił się i ujrzał Harry’ego, stojącego tak, z sześcioma kubkami kawy, patrzącego niepewnie na niego, wyglądającego jak jakaś sierotka.
            - Nie powiedziałeś tego.
            - Powiedziałem.
            - W takim razie, ty też się pieprz – oznajmił z kamiennym wyrazem twarzy i wsiadł z powrotem do Porsche. Przestał się martwić rzeczami i po prostu odpalił silnik i odjechał, zostawiając Harry’ego samego na parkingu.
            Przez jakieś dwie godziny krążył po Londynie, plącząc się w jednokierunkowych uliczkach i gubiąc w nieznanych dzielnicach. Przez cały czas czuł, jak wibruje telefon w jego kieszeni, ale nie wyciągnął go nawet na chwilę przez ten czas. Dopiero kiedy emocje opadły, zmusił się do przeczytania wszystkich wiadomości, które dostał. Harry’ego zostawił na sam koniec.
            co ty wyprawiasz louis??? – pisał Savan. – gdzieś ty jest???
            LOUIS PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM TAK STRASZNIE PRZEPRASZAM NIE POWINIENEM POWINIENEM TO ZOSTAWIĆ JAK JEST TAK STRASZNIE MI PRZYKRO LOUIS – widniało pod nazwą „Zayney”.
            Louis, nie jesteś divą. Wracaj do studia – brzmiała wiadomość od jednego z ich menagerów, również o imieniu Harry.
            stary, m!m cię chce ukatrupić . uciekaj, ile sił w twoich koniach mechanicznych !!
            No i w końcu wiadomości od Stylesa.
            Louis. Odbierz. Proszę.
            Zayn nie powinien tego mówić, sam bym ci powiedział w swoim czasie. Jeśli sprawy by się odpowiednio ułożyły. Jeśli nie, nie mówiłbym.
            Odbierz. Muszę ci wszystko wyjaśnić.
            Lou?
            Mam nadzieję, że nie wjechałeś na żadne drzewo przeze mnie. Przepraszam.
            W sensie przepraszam z góry, jeśli wjechałeś w drzewo albo coś. Nie przepraszam za moje uczucia. Nie mogę.
            Boo, odezwiesz się?
            Podobno mówiłeś Zaynowi, że nie jesteś „cholernym gejem”. Ja też nie, Lou.
            Mam nadzieję, że to rozumiesz. Bo to jest takie… ugh.
            Wolałbym ci to tłumaczyć co najmniej przez telefon, jak nie twarzą w twarz. Te smsy mnie wykończą.
            Louis, proszę.
            Przecież nie miałeś nigdy nic do homoseksualistów. Czemu mam wrażenie, że mnie zacząłeś nienawidzić?
            Louis…
            Już nic.
            I w umyśle Louisa też już nie było nic. Pustka, która dokuczała jeszcze bardziej niż mętlik myśli. Bo coś zawsze jest lepsze od nicości.

            I w jego umyśle nie było już nic.

13 komentarzy:

  1. uratowałaś mi życie tym rozdziałem, długo trzeba było czekać ale za to jest wspaniały a i oderwałaś mnie tym samym od nauki z tego cholernego niemieckiego DZIĘKUJE :D
    mam nadzieje że na następny nie trzeba będzie tyle czekać
    pozdrawiam Dominika ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny.cudowny.fantastyczny.czujący.piękny. czekam na dalszą cześć

    OdpowiedzUsuń
  3. yey, tak strasznie tęskniłam za tym opowiadaniem. a ten rozdział jest taki... yey. ostatnie zdanie wprawiło mnie w bardzo melancholijny nastrój, ale to nic. i tak się cieszę, że dodałaś coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Końcówka.... Biedny Harry, ale i tak świetnie, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dłuugo kazałaś czekać na ten rozdział!:P ale zdecydowanie, warto było czekać:) osobiście nie lubię El, ale takiego obrotu sytuacji raczej bym się nie spodziewała - zaskoczyłaś mnie po raz kolejny:) Czekam na kolejny rozdział bo jestem bardzo ciekawa co zrobi teraz Louis.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny - L.B. :)

    Jeśli masz chwilkę zajrzyj do mnie:)
    http://maly-motyl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. ADfhkdsgjkldfhgkhdfkgjs.
    ...
    ...
    Przepraszam.

    Rozdziału długo nie było, już zaczęłam się trochę martwić. Jednak wróciłaś w przepięknym stylu, więc wszystko wybaczam. Uwielbiam twój styl i... ogólnie Ciebie. Siostra mnie się pytała co się stało, bo podczas czytania przyciskałam dłonie do ust i coś sobie mamrotałam.
    Jestem wielką fanką "miłości" Phee i Nialllera. Martwię się tylko o mamę Murphey. Mam wrażenie, że z tego nic dobrego nie wyniknie, ale tfu, trzeba to wypluć. Nie chcę nic zapeszyć.
    Uwielbiam wprowadzenie wątku Larry'ego. Rzadko to się zdarza w "zwykłych historiach hetero", a lubię odmienność. W dodatku te teksty *o* "[...](przypuszczalnie uszach; kto wie, co on tam ma pod tymi lokami?)[...]"; "Jesteśmy praktycznie tak blisko, jak bracia! - W takim razie uważaj, bo kazirodztwo nie jest dobrze przyjmowane w społeczeństwie."; "uciekaj, ile sił w twoich koniach mechanicznych !!", "W sensie przepraszam z góry, jeśli wjechałeś w drzewo albo coś.". Boskie po prostu. Tylko strasznie szkoda mi Hazzy. A Lou... to zwykły dupek. Przepraszam, taka jest moja opinia. Nie mogę nic więcej napisać, bo ten komentarz nie miałby końca. Ale wiedz, że uwielbiam. Ciebie i tę historię.
    Teraz tylko pozostaje mi czekać na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że pojawi się nieco szybciej. Trzymaj się, ściskam mocno xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Na coś takiego warto było tyle czekać. Moje shipperskie serduszko niezmiernie się cieszy z Larry'ego <3 Jestem też ciekawa jak to będzie między Phee, a Niallem i co z ich Summer Love. Czekam z niecierpliwością na następny!

    OdpowiedzUsuń
  8. zaczęłam niedawno czytać Twojego bloga i jestem zauroczona :) cieszę się przede wszystkim że nie ogranicza się do jednego wątku, tylko potrafisz prowadzić kilka jednocześnie :) życzę weny x

    OdpowiedzUsuń
  9. Proszę, a raczej błagam o następny rozdział. Ja tu się popłakałam jak Lou zostawił Harrego i jak czytałam te esemesy od Hazzy.. ;'( Piszesz cudownie ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Brak mi słów..... Po prostu sie rozpłakałam, nię wiem czemu ... może za dużo emocji? Tak mi żal Harry'ego, ale z drugiej strony rozumiem zachowanie Louisa . Uhr...to skomplikowane i jeszcze biedna Phee . Szkoda, że to tak sie potoczyło z Niallem. W każdym bądź razie mam nadzieję, że wszystko sie ułoży, bo przecież nię może sie wszystko bez przerwy pieprzyć , prowda? Prosze powiedz że tak....szczerze ....
    pozdrawiam i życzę dużo weny .
    ps. może mogłabym napisać więcej i postaram sie bardziej następnym razem, ale teraz po prostu brak mi słów i nie wiem jak powiedzieć co czuje ale jest to chyba zachwyt, podziw i ...nadzieja? Bo jestem chyba fanką happy endów ale kocham smutne czy realistyczne zakończenia.....Uhr nie mogę się wysłowić. przepraszam...

    OdpowiedzUsuń
  11. Idealny rozdział. Proszę o następny taki :) A właściwie każdy jest boki nawet jak się nie starasz. Wzruszyłam się esemesami Hazzy, tak jakbym słyszała taki cichy, smutny głos Harry'ego w mojej głowie, który czytał mi wszystkie wiadomości. <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    Zapraszam do udziału w nowym konkursie na stronie stowarzyszenia www.ff-1d.blogspor.com !
    Przewidujemy niezłe nagrody :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń