Carrie
westchnęła i odciągnęła dłoń Phee od jej ust.
-
Nie obgryzaj paznokci. I nie denerwuj się tak, z twoją mamą będzie wszystko w
porządku. Twoja babcia na pewno się nią dobrze zajmie.
Dziewczyna
pokiwała głową i spróbowała się rozluźnić. Nie tylko tym się denerwowała –
pierwszy raz leciała samolotem i trochę się bała. Ale to zrozumiałe.
Siedziały
z Carrie na swoich miejscach w samolocie i czekały, aż wszyscy wejdą. Po chwili
stewardessy zamknęły drzwi samolotu i ustawiły się w kilku miejscach w
korytarzu, a jedna z nich ich przywitała i zaczęła objaśniać procedury, podczas
czego samolot zaczął kierować się na odpowiedni pas startowy.
Phee
zrobiło się niedobrze, kiedy zaczęła mówić o maskach tlenowych i kamizelkach
ratunkowych. Nie musiała specjalnie się wysilać, żeby wyobrazić sobie jak
samolot spada i rozbija się, stając w płomieniach. Nie żeby przy okazji
przypominała sobie też pewien wypadek, którego była świadkiem.
-
Woohoo, jak na rollercoasterze! – wykrzyknęła Carrie, kiedy samolot startował,
podczas gdy Phee trzymała się kurczowo jej ramienia. To chyba nie będzie mój ulubiony środek transportu, pomyślała
dziewczyna.
Kiedy
samolot wleciał na odpowiednią wysokość i ustabilizował lot, a pasażerowie
mogli się odpiąć, wydała westchnienie ulgi. Teraz jeszcze osiem godzin i będą w
Nowym Jorku.
Carrie
wyciągnęła z torebki książkę i pogrążyła się w lekturze, a Phee oparła głowę
przy oknie i oddała się rozmyślaniom.
Przede
wszystkim nie wiedziała, czy dobrze zrobiła. Już od jakiegoś czasu traktowała
znajomość z Niallem za zakończoną. Nie chciała jej ciągnąć, przede wszystkim
przez sławę chłopaka. Przerażało ją to. Oczywiście, sama też chciała zostać
słynną tancerką, ale nie byłaby w jednej setnej tak bardzo rozpoznawana jak
Niall. Znaliby ją tylko ludzie zainteresowani. A One Direction… Ich każdy zna.
Ale jednak…
Chciała
zobaczyć po prostu, jak to będzie, kiedy go spotka. Może stwierdzi że nie, że
już go nie chce znać. A może jednak okaże się, że zrobiła dobrze? Nie będzie
wiedziała, jeśli nie spróbuje.
Kierował
nią też bardzo prozaiczny powód – normalnie w życiu nie byłoby jej stać na wycieczkę
do Nowego Jorku. Oczywiście, jako wycieczki tego nie traktowała, ale przecież
to też była szansa zobaczenia kawałka świata. Prawda? Niemniej jednak z tego
powodu czuła się nieco winna.
Nie
chciała się dołować rozmyślaniami, ale lot miał trwać tak długo, że prędzej czy
później i tak by do tego doszła. Z westchnieniem wyciągnęła iPoda i słuchawki,
chcąc się jakoś zrelaksować. Może uda jej się zdrzemnąć.
***
Po
trzech godzinach Carrie zaczęła jęczeć i narzekać, że jej się nudzi. Phee była
zaskoczona, że stało się to tak późno. Kiedyś jechali razem z nią, mamą i
Nickiem do Killarney – już po dwóch godzinach stała się nie do zniesienia.
Niczym Osioł w „Shreku”.
-
Kiedyś latały pasażerskie samoloty ponaddźwiękowe. Czemu teraz tego nie
wprowadzą? Byłoby szybciej, wygodniej… A nie. Jak ja mam wytrzymać osiem godzin
na siedząco?
-
Możemy pooglądać film – zasugerowała Phee, wskazując na ekran przed sobą.
-
No tak… - westchnęła Carrie. Była jedną z tych niewielu osób, które właściwie
nie lubiły filmów; wolała książki. Ale biorąc pod uwagę, że jedyną książkę z
bagażu podręcznego właśnie skończyła, nie miała nic więcej do roboty. Jedynym
wyjściem było oglądanie filmu.
Okazało
się, że to Gwiezdny Pył. Phee nie
gustowała w takich filmach, ale od biedy szło pooglądać. W końcu nie co dzień
widzi się Roberta De Niro w różowej spódniczce, prawda?
Film
się zaczął i film się skończył; wciąż jednak pozostało około trzech godzin
lotu. Żadnej z nich się to nie uśmiechało.
Carrie
zaczęła co dziesięć minut kursować do łazienki i z powrotem, byleby
rozprostować nogi. Phee skorzystała z pomysłu, ale robiła to nieco rzadziej,
żeby nie przyciągać zirytowanych spojrzeń ludzi siedzących po drodze.
Wreszcie,
po wielkich męczarniach (dziewczynom udało się przespać ze dwie godzinki)
samolot wylądował na lotnisku Johna F. Kennedy’ego i mogły stanąć na twardym
gruncie.
-
Nigdy więcej nie latam przez Atlantyk – stwierdziła Carrie, gdy wyczekiwały
swoich bagaży.
-
W takim razie zostajesz tu na zawsze, tak? – spytała rozbawiona Phee. – A może
wracasz wpław?
Carrie
tylko westchnęła, wywróciwszy oczami.
-
Kupię sobie środki nasenne i prześpię cały lot.
Murphey
się tylko zaśmiała. Zauważyła, że od kiedy wylądowali, humor jej się znacznie
polepszył. Może przez to, że wreszcie skończyły się te męczarnie? W każdym
razie nie była zmęczona – jeszcze. Obawiała się, że już niedługo doświadczy
czegoś zwanego jet lag, ale na razie
się tym nie martwiła.
Terminal
był zatłoczony, ale w tymże tłoku dostrzegły masywną postać w jeansach i
granatowej koszulce polo z jakimś logo, trzymającą znak z napisem Ms. St. James.
-
A mnie nie wypisali! No co za – żachnęła się Carrie, a Phee pokręciła tylko
głową i podeszła do mężczyzny.
-
Murphey St. James – przedstawiła się.
-
Andrew Powell. – Mężczyzna uścisnął jej dłoń. – Ochroniarz One Direction.
Proszę za mną.
Phee
i Carrie pociągnęły swoje walizki, idąc u jego boku. Musieli przejść na drugi
koniec terminala, a potem przez połowę jednego z wielkich parkingów. W końcu
wsiedli do czarnego Audi Q5, wyjechali z terenu JFK, i… utknęli w korkach.
-
Ten chłopak… Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej i nie zarezerwował innego
lotu… - zaczął do siebie mamrotać Powell.
-
A jaki mamy plan jak na razie? – zapytała Carrie.
-
Mieliśmy się spotkać w hotelu z chłopakami, a potem z resztą rodzin i dziewczyn
udać się na Madison… Ale z tymi korkami nie wiem jak będzie. Może nie zdążymy
się spotkać z chłopakami.
Phee
tylko pokiwała głową i spojrzała w okno. Cóż, przynajmniej mogły pooglądać Nowy
Jork… Tak jakby.
Morze
żółtych taksówek przesuwało się powoli przed, za nimi oraz obok; po jakiejś pół
godzinie rozluźniło się to jednak i bez przeszkód mogli pojechać do hotelu.
Tak
jak przewidział Powell, minęli się z chłopakami, którzy musieli wcześniej
dotrzeć na arenę. Dziewczynom zostały przydzielone specjalne identyfikatory,
dzięki którym będą mogły dotrzeć za kulisy, oraz pokój. Ledwo co się w nim
rozgościły, usłyszały pukanie do drzwi.
-
A to kto? – zdziwiła się Phee.
-
Ty otwierasz! – zawołała w tym samym momencie Carrie. Dziewczyna westchnęła,
ale zrobiła to.
-
Cześć – powiedziała piękność stojąca za progiem. Na głowie miała tysiące
sprężynek utworzonych przez cienkie pasemka włosów, a sylwetki mógł jej pozazdrościć
każdy. Za jej ramieniem widoczna była twarz drugiej dziewczyny, a miłej twarzy
i… fioletowych włosach? W lekkim mroku korytarza Phee nie była tego pewna. –
Jestem Danielle, a to Perrie – przedstawiła siebie i koleżankę dziewczyna. – Jesteś Murphey, prawda?
Ruda
skinęła głową.
-
Phee wystarczy – powiedziała jedynie. Nadal nie wiedziała, po co te dziewczyny
do niej przyszły. Coś jej się kojarzyło, że są związane z którymiś chłopakami z
1D, ale nie mogła sobie przypomnieć z którymi.
-Jeśli
to w porządku, chciałyśmy po prostu z tobą pogadać. Może być? – zapytała
Danielle. Phee skinęła głową i wycofała się, by przepuścić dziewczyny do
pokoju. Tam poznały się z Carrie, po czym usiadły na jednym z podwójnych łóżek.
Phee
obawiała się, że zapadnie niezręczna cisza – sama nie wiedziała, co by mogła
powiedzieć – ale obie dziewczyny były otwarte i wygadane.
-
Więc to ciebie Niall poznał na wakacjach – powiedziała Perrie po omówieniu
przez nie szaleństwa, jakie obecnie ma miejsce pod hotelem i areną koncertową
oraz przerażających korków w drodze z lotniska.
-
Mhm – przytaknęła Phee zastanawiając się, gdzie zajdzie ta rozmowa.
-
Będziesz musiała uważać na Zayna. – Perrie uśmiechnęła się chytrze,
wypowiadając te słowa, ale w jej oczach widać było powagę. – Wyklinał na potęgę
„tę dziewczynę co przez nią Niall był smutny”. Och, nie bierz tego do siebie –
dodała, widząc jej minę. – Zayn jest bardzo opiekuńczy w stosunku do Nialla.
-
Niall był smutny? – spytała, marszcząc brwi. Perrie pokiwała głową.
-
Taki się wydawał osowiały – wyjaśniła. – Nikomu nie chciał powiedzieć, przez
co. Dopiero Zaynowi się zwierzył, że to dlatego, że przestałaś do niego pisać i
tak dalej. Bał się, że zapomniałaś, albo że nie potraktowałaś go poważnie.
Phee
wolno skinęła głową, zaciskając wargi. Mogła przypuszczać, że Niall to bardzo
wrażliwy chłopak, ale zupełnie o tym nie pomyślała, kiedy zerwała z nim
kontakt. Może jej pobudki nie były aż tak łatwe do odczytania przez Horana.
-
A jak z tym było? – zapytała tym razem Danielle. Dziewczyna westchnęła.
-
Bałam się. Tego ciągłego zainteresowania mediów, paparazzich, fanów… No i
rozłąki.
Obie
dziewczyny pokiwały głowami.
-
Da się przywyknąć – powiedziała Dani, łapiąc ją za rękę. Ten gest zaskoczył
Phee, ale był tak miły i sympatyczny, że nie śmiała wyrwać dłoni z uścisku. –
To może być trudne, ale warto.
Dziewczyna
pokiwała głową, chociaż na razie tak nie uważała. Nie wiedziała, czy mogłaby
się przyzwyczaić do śledzących ich fanek i tak dalej. Ale w sumie… może po
dłuższym czasie by jej to przestało przeszkadzać? Tylko jak długi byłby ten
czas? Musiałby być dość krótki, by nie rzuciła Nialla jeszcze zanim się
przyzwyczai. No i pozostaje sprawa długoterminowych rozstań, kiedy zespół lata
po całym świecie, od obu Ameryk po Azję. Ale dlaczego nagle zaczyna brać
związek z Niallem pod uwagę? No dobra, poleciała do niego do tego cholernego
Nowego Jorku, to chyba znaczyło, że może go brać pod uwagę. W takim razie
dlaczego czuje, jakby to było niewłaściwie?
Jakby
to nie było przeznaczone dla niej…
Tak
właśnie się czuła. Jakby chciała zabrać miejsce komuś lepszemu. Przecież taki
Niall mógłby mieć każdą; dlaczego wciąż po tak długim czasie zależy mu na niej,
niepozornym rudzielcu?
Może dlatego, że pomogliśmy sobie nawzajem.
Oboje byliśmy rozbici; potem, wcale nie celowo, posklejaliśmy kawałki
zniszczonej psychiki do kupy.
Ta
myśl trafiła ją tak nagle, że otworzyła szerzej oczy w zdziwieniu, jak
odpowiednia jest. I że odpowiada na to jedno i to samo pytanie, które zadawała
sobie przez niemal całe osiem godzin lotu – czy
warto.
W
międzyczasie Carrie zaczęła komplementować włosy Perrie i pytać, jakiej farby
użyła, widząc, jak Phee była zamyślona. Już wcześniej ją taką widziała – po
śmierci swojego brata oczywiście. Od tamtej chwili Phee zaczęła więcej
rozmyślać, więcej analizować w swojej głowie.
-
Phee – zwróciła się do niej Danielle w pewnym momencie. – Jeśli planujesz
dołączyć do naszej radosnej rodzinki, będziesz musiała poznać duuużo osób.
-
Co? – spytała dziewczyna, a Danielle zaśmiała się, widząc przerażenie w jej
oczach.
-
Nie chodzi mi o to, że Niall ci się będzie oświadczał – wyjaśniła z uśmiechem.
– Po prostu wszyscy tutaj jesteśmy bardzo zżyci. Nie tylko rodziny chłopaków i
ich dziewczyny…
-
Albo chłopacy – dodała Perrie, na co Dani wywróciła tylko oczami.
-
…ale i cała ekipa – kontynuowała. – Ochroniarze, styliści, nawet kierowcy
tourbusów. Więc jeśli postanowisz do nas dołączyć, będziesz musiała ich
wszystkich poznać.
-
W takim razie dobrze, że znam już was – odparła z delikatnym uśmiechem Phee, a
obie dziewczyny też odpowiedziały uśmiechami.
Po
pewnym czasie okazało się, że muszą już wyjeżdżać – korki były okropne, a
trzeba dostać się na arenę jeszcze chwilę przed koncertem. Phee i Carrie szybko
wzięły prysznic i się przebrały, po czym pognały na parking. Oczywiście, rodziny
i przyjaciele mogli spokojnie wejść od tyłu i zająć miejsca siedzące w sekcji
VIP, więc z tym nie było pośpiechu.
-
Nie wierzę, że jadę na koncert One
Direction – westchnęła Carrie, kręcąc głową, kiedy wsiadły do samochodu,
którym miały zostać zawiezione pod arenę. – Nikomu się nie mogę przyznać.
Szczególnie Michaelowi – mruknęła.
-
Jakiemu Michaelowi? – zapytała Murphey, marszcząc brwi. Carrie od razu spuściła
wzrok.
-
Um, nikomu – wymamrotała. Phee wiedziała, że nie musi pytać; w końcu i tak się
kiedyś wszystkiego dowie.
Podczas
drogi dziewczyna wydawała się spokojna i nieco znudzona, ale jeśli się jej
przyjrzeć, była idealną definicją bycia spiętym. Można ot było przypisać
ekscytacji przed koncertem, ale przecież ona nie lubiła muzyki tego boysbandu.
Ona po prostu… Bała się. Bała się spotkania z Niallem po koncercie. Nie
wiedziała, jak na niego zareaguje. Dla uspokojenia wymyślała w głowie
dziesiątki scenariuszy, jak może się potoczyć ich spotkanie za kulisami. Czy
Niall po prostu się do niej uśmiechnie i zacznie rozmawiać, jak gdyby nigdy
nic? A może rozłoży szeroko ramiona oczekując, że wskoczy mu ona w nie
radośnie?
Samochód
wreszcie podjechał pod arenę. Zaraz za nimi podjechał SUV, którym jechali Danielle
i Perrie ze swoim bratem. Z innych samochodów wysiadali inni ludzie; Phee nie
miała pojęcia kim oni są, ale miała przeczucie, że nie ważne, jak potoczy się
jej spotkanie z Niallem, będzie musiała się dowiedzieć.
Na
całe szczęście okazało się, że dwie Irlandki miały miejsca między Dani a Perrie
i Jonniem, więc czekając na koncert mogły jeszcze trochę porozmawiać. A raczej
Carrie rozmawiała; Phee była zbyt zdenerwowana.
Dziewczyna
rozluźniła się dopiero, kiedy światła zgasły, a na scenę wyszedł Ed Sheeran,
który tego wieczora był supportem. Uwielbiała go, więc niesamowicie się z tego
cieszyła. Nawet Carrie się on spodobał. Bo spójrzmy prawdzie w oczy – kto nie
lubi Eda Sheerana?
Po
świetnym, choć krótkim występie Eda, światła znów zgasły. Przez długi czas nic
się znów nie działo i słychać było, że publika się niecierpliwi.
Nagle
dało się słyszeć pierwsze takty jakiejś piosenki i tłum zaczął piszczeć i
wrzeszczeć tak, że Phee musiała zatkać sobie uszy.
-
Na koncercie Iron Maiden to brzmiało inaczej! – krzyknęła jej do ucha Carrie.
Ona tylko się uśmiechnęła i pokiwała głową. Już nie mogła się poruszyć, stres
ją sparaliżował. Czekała.
Na
scenę wskoczyła piątka chłopaków i jeden z nich zaczął śpiewać.
Zaczął się show.
W końcu nowy rozdział! Ile ja się musiałam naczekać, ale rozumiem. Czasem tez nie mogą ani słowa napisać przez kilka dni. Wena to kapryśna koleżanka ;/
OdpowiedzUsuńSkaczę z radości, że Phee jednak pojechała do NY, poznała dziewczyny i (może?) w następnym rozdziale spotka się z Niallem. Jestem ciekawa jak opiszesz ich spotkanie. Skończy się romantycznym wypadem? Sprzeczką?
No mniejsza.
Pozdrawiam
Risa :)
Hm... Odnoszę takie wrażenie, że Phee w głębi wie czego tak naprawdę chce, ale jeszcze nie potrafi się do tego otwarcie przed samą sobą przyznać. Trochę to skomplikowałam xD Myślę, że ten strach przed byciem z Niallem jest dużo słabszy niż chęć bycia z Niallem. Mam nadzieję, że szybko sobie to oboje wyjaśnią. Może dla nich NYC będzie miastem cudów? :P
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :)
Warto bylo czekać !! Życzę weny;**
OdpowiedzUsuńExtra
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :D czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, wena to bardzo kapryśna koleżanka :) Jednak na taki rozdział warto było czekać :)
OdpowiedzUsuńWENY i miłej resztki wakacji. Trzeba to jakoś wykorzystać! :) x
Agrhh, za dużo mi zaspoilerowałaś do IC! Ale rozdział jest świetny :D Uwielbiam charakterek Carrie, a Dani i Pezz są tutaj jakieś takie... tylko się z nimi zaprzyjaźniać ;) Jedna, jedyna rzecz mi się tutaj nie podobała. Gdzie moi chłopcy? I przedłużyłaś to! Teraz wystarczy czekać na... następny rozdział. To dopiero będzie coś! I liczę na Larry'ego ;) x
OdpowiedzUsuńW takim momencie skończyłaś :CC Oh, byłam ciekawa ich rozmowy, no ale trudno rozdział ŚWIETNY.
OdpowiedzUsuńJak można zakończyć w takim momencie?!?! chcesz nas zamęczyć czy jak hahahahh nie mogę się doczekać spotkania z Niallem, mam nadzieję że kolejnego rozdziału tak nie zakończysz, chodź ja to bym mogła czytać i czytać i żeby to końca nie miało ;)
OdpowiedzUsuńDżela ;*
Hej. Super rozdział.
OdpowiedzUsuńUważam, że Phee dobrze zrobiła wybierając się na ten koncert. Może sobie wmawiać różne rzeczy, ale i tak jej serce powie prawdę. Ona po prostu żywi do Niall jakieś uczucie, może nie chce się do tego przyznać, oszukuje samą siebie, ale serce nigdy nie kłamie, jego nie da się oczukać.
Danielle i Perrie są w porządku w stosunku do dziewczyn. Po prostu miłe. Kto wie, może się zaprzyjaźnią.
A Dan, to w ogóle wydaje się być świetną dziewczyną i taką ciepłą.
Czy Phee nie rozumie, że ten Niall, po prostu zakochał się w niej. W jak to ona mówiła - rudzielcu.
Ciekawe co to za Michael, o którym wspomniała Carrie. Czyżby jej chłopak, ale dlaczego nie chcę nic więcej o nim powiedzieć. Dziwne. A może po prostu nie chce zapeszyć.
Zgadzam się, Eda nie da się nie lubić. Jest świetnym wokalistą, a jego piosenki są wspaniałe.
Musiałaś zakończyć w takim momencie? ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Życzę weny.
Ściskam, Maarit :*
PS. Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. Zasłużyłaś na to :)
Więcej informacji u mnie, na love-of-accident.blogspot.com
Jestem pod wieeeeeelik wrażeniem.
OdpowiedzUsuńCzytałam każdy rozdział po kolei z wielką uwagą. Bardzo spodobał mi się Twój blog, więc mówie że jestem zaszczycona tym ze jestem czytelniczką tego wspaniełego blogu , i nie mówie to po to aby cos napisać tylko jest to szczery komentarz w 100 %.
Nie zastanawiałaś się moze nad wydaniem ksiązki?. Masz do tego koleżanko talent.
Koleżanko ? A może znajomo?. Myśle że tak i tak jest dobrze.
Ale wracając do TEGO CUDOWNEGO opowiadania , to czekam na KOLEJNY rozdział, który będzie tak SAMO DOBRE JAK TEN I POPRZEDNIE :).
Ale się rozpisałam , a Ty to będziesz musiała czytać. Przepraszam ale musiałam to wszystko napisać.
Czekam z niecierpliwością na następny.
P.S Naprawdę się rozpisałam , dobra kończe ten komentarz bo jeszcze bardziej się zanudzisz.
P.S 2 Całuje i pozdrawiam ;)
OFICJALNY KONIEC KOMENTARZA ; D
Aaaaaaaa <3 zakochalam sie w tym opowiadaniu!!! Jest swietne! Tak juz bym chciała, zeby ona była z Niallem... I podziwiam Cie za to, ze oni jeszcze sie nie całowali... Zawsze chciałam miec taką silną wolę, zeby trzymać moich czytelników tak długo bez pocałunku, ale jakoś nigdy mi to nie wychodzi. Plus za Nialla i Irlandię <3 do tego ciekawie ujelas problem/sprawę tych ich bromancow! Czytała opowiadania o larrym ale nigdy sie nie spotkałam z tym, zeby bohaterowie mówili ze to tylko głupie wymyśli a tu nagle okazuje sie, ze to jednak nie do konca fantazja directioners i tu wlasnie kolejny plus. Ogółem same plusy :) jestem za phee i Niallem oraz Lou i hazzą :))) pozdrawiam i błagam dodaj cos nowego!!!
OdpowiedzUsuńP.s. Zapraszam na mojego bloga www.pastinthefuturewithonedirection.blogspot.com
Super i czekam- Olccia
OdpowiedzUsuń