Harry
mył akurat zęby, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi – ciągłym, długim sygnałem.
-
Iiiidę! – wykrzyknął, wypluwszy wszystko, po czym przepłukał usta i otarł je ramieniem. Pospiesznie założył spodnie
dresowe, które leżały na wierzchu kosza na brudy i wypadł na korytarz, żeby
otworzyć drzwi. – Pali się, czy co… - mruknął, przekręcając klucz.
-
Cześć Harry – powiedział Louis stojący za progiem. Twarz Loczka przybrała wyraz
najszczerszego zdumienia. Jego przyjaciel za to wydawał się… zdenerwowany? Był
nieco przygarbiony, co jeszcze bardziej go ‘pomniejszało’. Wzrok uciekał mu na boki, ale w kocu trwożnie
skoncentrował się na wyższym chłopaku. – Mogę wejść na chwilę?
-
Ja… Oczywiście. – Chłopak odsunął się i przepuścił go w drzwiach. W lepszym
świetle ujrzał, jak wymizerowany jest Tomlinson, a jego serce ścisnęło się z
żalu. – Coś się stało, Lou? – spytał z troską.
-
Tak. Jestem idiotą – burknął.
-
Co masz na myśli? – Harry zmarszczył brwi i zamknąwszy drzwi podszedł bliżej.
-
Bo chodzi mi o to… Ja… - westchnął i spojrzał w oczy Stylesowi. – Chciałem cię
przeprosić, Hazza, bo zachowywałem się jak dupek. Przez ten cały czas. Nie
rozmawiałem z tobą, nawet na ciebie nie umiałem spojrzeć… - westchnął po raz
kolejny. – A nie powinienem. Bo wciąż jesteś moim przyjacielem, prawda? –
spytał.
-
Oczywiście, Boo – powiedział Harry i bez wahania przytulił go. Poczuł jego
głowę na swoim ramieniu i ręce obejmujące go w pasie, a po chwili też to, że
jego koszulka moknie od łez chłopaka.
-
Jestem strasznym idiotą, największym idiotą na tej cholernej planecie –
wymamrotał w jego szyję. Harry pogłaskał go delikatnie po głowie.
-
Nie jesteś. Po prostu potrzebowałeś czasu, żeby to przetrawić – odparł
wyrozumiale.
Louis
na to już nic nie odpowiedział. Pozwolił swoim łzom płynąć, ciesząc się ciepłem
ciała przyjaciela przy sobie, a Harry wciąż głaskał go po głowie i szeptał
pocieszające rzeczy do ucha.
Żaden
z nich nie chciał tego przerwać.
***
Listopad 2012
Phee
wyciągnęła klucze z torebki i otworzyła drzwi do mieszkania. Nie mieszkania
Carrie – ich mieszkania. Jej i jej
mamy. Była tam już tydzień wcześniej, by wszystko jakoś ogarnąć, przecież nie
mieszkały tam kilka miesięcy; to dlatego teraz można się było poczuć tam jak
dawniej.
-
Proszę – dziewczyna otworzyła drzwi i poczekała z boku, przepuszczając
wcześniej mamę.
-
Nie zmieniło się tu za dużo – powiedziała cicho kobieta, rozglądając się. Jej
córka wzruszyła ramionami, nie odpowiadając na to pytanie. Podniosła z ziemi
walizkę i weszła do mieszkania. Było tu czuć trochę jak w każdym opuszczonym na
jakiś czas domu – nie do końca zaduchem, ale i nie świeżością. – Dobrze tutaj
wrócić – dodała Clodagh St. James i uśmiechnęła się delikatnie. Ostatnio dużo
się uśmiechała; w końcu było z nią coraz lepiej. Może nie od razu, kiedy Phee
przyjechała do niej w lipcu, ale po pewnym czasie.
To
sprawiało, że Phee też się uśmiechała. W ogóle była ostatnimi czasy bardzo
radosna. Może to również przez to, że wróciła do tańca? Albo przez to, że
niemal co dzień rozmawiała na facebooku czy Skype z Maggie, która była
finalistką tegorocznej edycji X Factora? Nieważne – ważne, że wreszcie
zaczynała się czuć… szczęśliwa. Epizod z Mullingar zostawiła daleko za sobą,
traktując go nie inaczej jak każde inne wspomnienie.
-
Może z tej okazji, że wróciłyśmy do domu, zamówimy pizzę? – zaproponowała mama
Phee. Dziewczyna była nieco zaskoczona, ale z ochotą zdjęcła z lodówki
przyczepioną magnesem ulotkę pobliskiej pizzerii. Godzinę później zajadały
ciepłą funghi, a w tle w telewizji leciała jakaś komedia romantyczna.
Clodagh
wyciągnęła rękę i pogładziła niedawno obcięte włosy córki.
-
Mówiłam, że podoba mi się ta fryzura?
Phee
przytaknęła, sama dotykając lekko włosów obciętych „na elfa” niczym Emma Watson
jakiś czas temu. Trochę jej było żal długiego do połowy pleców warkocza, ale po
kilku dniach przyzwyczaiła się do tego.
-
Pani O’Shea nie była aż taka zadowolona na ostatniej próbie – powiedziała
dziewczyna, przypominając sobie zszokowane spojrzenie i pełne wyrzutu słowa
instruktorki. – A tak a propos, sobotni występ jest przełożony na pół godziny
wcześniej. Nie wiem czemu. – Wzruszyła ramionami.
Kobieta
przytaknęła, przyjmując informację do wiadomości.
-
Dzwoniłaś już do Carrie, czy mogłaby nas zawieźć?
Phee
pokiwała głową.
-
Akurat skończy pracę, więc niewiele się spóźnię na próbę generalną. Ale nie
powinno to być zbyt wielkim kłopotem, skoro poćwiczymy tylko wejścia i wyjścia.
Przez
chwilę jeszcze jadły pizzę, zerkając na końcówkę filmu.
-
Przełączysz na wiadomości? – spytała mama dziewczyny, kiedy stary zegar
odziedziczony po pradziadku wybił szóstą. Najwidoczniej spóźniał się trochę, bo
kiedy Phee włączyła odpowiedni kanał, początkowy skrót minął i zaczęto podawać
najświeższe newsy z kraju i świata.
Po
jakichś wiadomościach ze świata polityki i sportu, pojawiły się nagrania z X
Factor.
-
Maggie Cahill – zaczęła prezenterka z offu, a Phee prawie że zakrztusiła się
pieczarką z pizzy – szesnastoletnia uczestniczka programu X Factor została
wyrzucona z konkursu, kiedy odkryto jej romans z jednym z jurorów, Garym
Barlowem. Jej miejsce zajmie uczestnik, który opadł w zeszłym tygodniu, Rylan
Clark. Gary Barlow zrezygnował z bycia jurorem i mentorem grupy 26+. Jego
miejsce w następnym odcinku zajmie Bryan Adams.
Podczas
gdy kobieta mówiła, a niedowierzająca Murphey zbierała szczękę z podłogi
próbując zrozumieć o co chodzi, na ekranie telewizora pojawiały się to ujęcia z
programu, to z ulicy, gdzie dziewczyna z dobrze znaną różowa czupryną przeciska
się przez tłum fotografujących ją paparazzi, co udaje jej się tylko dzięki
barczystym, wysokim ochroniarzom. Ludzie z aparatami chcą się przecisnąć jak
najbliżej, bo im lepsze zdjęcia, tym więcej zaoferują im brukowce za ich kupno.
A kto by nie chciał kupić setki zdjęć rozpłakanej nastolatki z rozmazanym
tuszem do rzęs na policzkach?
-
Phee – zaczęła Clodagh, ale zawisiła głos i nie dodała już nic więcej, tak jak
córka wpatrując się w telewizor.
-
Wiem.
***
Następnego
dnia Phee wiedziała już wszystko o tej sprawie. Media nie pozostawiały na Maggie i Garym
suchej nitki. Pewien brukowiec użył dość niewybrednych słów na opisanie ich i
tego romansu – coś takiego nie powinno w ogóle ukazać się w druku. Inne gazety
czy serwisy były nie mniej życzliwe, ale w bardziej kulturalny sposób.
Na
stronie internetowej „The Sun” można było przeczytać spory artykuł o tym, jak
to rzekomo wszystko się rozpoczęło. Powodem wyrzucenia dziewczyny z programu
miało być przyłapanie obojga w klubie, gdzie nie stronili od siebie. Według
oficjalnego rzecznika prasowego X Factor i Maggie i Gary nadszarpnęli dobry
wizerunek programu, dlatego dziewczyna została wydalona z konkursu, a juror sam
z niego odszedł.
Na
początku Phee oczywiście nie chciała wierzyć, ale przeglądając kolejne portale
internetowe utwierdzała się w przekonaniu, że nie jest to tylko byle jaka
plotka wymyślona dla rozgłosu.
I
właśnie to zmartwiło ją najbardziej.
Dlatego
też była zaskoczona, kiedy po spojrzeniu na ekran dzwoniącego właśnie telefonu
ujrzała napis „Maggie”.
-
Halo? – powiedziała ostrożnie, odbierając.
-
Phee – usłyszała westchnienie ulgi po drugiej stronie słuchawki. –
Znienawidziłaś mnie już?
-
Co? Czemu miałabym? – odparła, ale czuła się jakby kłamała. Chociaż tego nie
robiła – nie nienawidziła Maggie. Tylko czuła się… nieco zawiedziona.
-
Bo puściłam się z żonatym facetem w wieku mojego ojca?
Murphey
westchnęła.
-
Nie nienawidzę cię – powiedziała. – Poza tym sprawa chyba nie jest aż tak duża
– dodała, trochę niepewnie. – No ale te media…
-
No właśnie. – Głos przyjaciółki stał się nieco bardziej zdecydowany. – Nie mogę
wrócić do Mullingar, paparazzi już na mnie czekają. Tata dzwonił do mnie, że
nie umiał wyjechać z garażu, wszystko jest tak oblegane. Ale w Londynie nie
jest lepiej, z trudem dotarłam do hotelu, i chyba z niego nie wyjdę za szybko.
Phee, czy nie będzie wam przeszkadzało, jeśli… jeśli bym się zatrzymała u was
z… tydzień?
Dziewczyna
musiała chwilę pomyśleć. Jej mama wróciła dopiero co ze szpitala. Czy była w
stanie, by znieść w domu jeszcze jedną szesnastolatkę, w szczególności że ta ma
stwierdzone ADHD? Ale w sumie czuła się dobrze od dłuższego czasu – nalegała na
wcześniejsze wyjście, ale doktor McKinley się na to nie zgodził. Czwartek był
najwcześniejszym terminem. Poza tym, to była jej przyjaciółka – przyjaciółka,
która miała kłopoty.
-
Nie – odpowiedziała, zanim zdołała się rozmyślić. – Nie będzie nam
przeszkadzało.
***
Przekonanie
mamy nie było aż tak trudne, jak Murphey wcześniej myślała. Była aż zaskoczona
łatwością, z jaką zgodziła się ona na przyjazd Maggie. Ale przygotowywanie
miejsca do spania dla przyjaciółki przylatującej w niedzielę do Dublina musiała
odłożyć na ostatnią chwilę – teraz musiała myśleć o jutrzejszym występie.
Pierwszym występie po przerwie.
Nie
mogła się pomylić, w żadnym momencie. Zwykle nie była perfekcjonistką, ale tu
chodziło o taniec. W tym nie zgadzała się na żadne niedociągnięcia. Miała to po
mamie, która była muzykiem sesyjnym – grała na skrzypcach na różnych
nagraniach, na przykład zespołów rockowych, które potrzebowały tego do jednej
ze swoich piosenek.
Przed
każdym występem Phee musiała się wyciszyć. Już od rana nie włączała radia czy
telewizji, nie odbierała sms-ów czy połączeń od osób niezwiązanych ze szkołą
tańca. Jadła tylko owoce, piła herbatę z mlekiem i cukrem – koniecznie półtorej
łyżeczki. Można to nazwać jej małym rytuałem. No, może nie małym – ale
zdecydowanie rytuałem. Dlatego też kiedy mama oznajmiła jej, że przyszedł do
niej list, kazała go odłożyć gdziekolwiek, byle z dala od niej. Przeczyta go po
występie.
Dziesięć
po piątej przyjechała Carrie. Gdyby samochody mogły wyglądać na zmęczone, taki
byłby jej Vauxhall; sama w sumie też tak wyglądała. Z idealnie zaczesanego
kucyka wymknęło się kilka pasemek blond włosów, rękawy białej eleganckiej bluzki
były podwinięte do łokci, a glany w które były wsadzone nogawki czarnych rurek
niezawiązane.
-
Szef się bardzo zastanawiał, czemu mi się aż tak spieszy – powiedziała,
wyjaśniając swój stan. – Wsiadać!
Mama
Phee usiadła na miejscu pasażera, a dziewczyna wrzuciła do tyłu reklamówkę ze
swoją sukienką i butami oraz torebkę, po czym sama wsiadła.
Za
dziesięć minut były w szkole tańca. Carrie i Clodagh zostały na dole, a Phee
pobiegła na górę do szatni przy swoistej auli. Pomieszczenie było wypełnione
dziewczętami w różnym wieku – od pięciu do dwudziestu paru lat. Cóż, był to
występ z okazji kolejnej rocznicy otwarcia szkoły.
Zaraz
po niej do szatni wpadła pani O’Shea.
-
Dziewczyny, za kulisy i rozciągać się! Macy, pomóż Kitty zawiązać buty! Ellie,
popraw sobie spódniczkę! PHEE! Czemu jeszcze nie jesteś ubrana?!
-
Już! – wykrzyknęła dziewczyna, zaczynając się przebierać. Za ten czas szatnia
opustoszała i została tam sama. Zawiązała mocno sznurówki miękkich, skórzanych
butów i pobiegła za resztą dziewczyn.
Występowała
jako jedna z ostatnich, razem ze swoją grupą mieszczącą dziewczyny od szesnastu
do dziewiętnastu lat. Było ich sześć: Katrina, Macy, Alice, Beatrice, Hayley i
Phee. Znały się od początku i były to najbliższe koleżanki dziewczyny. Z Hayley
chodziły razem do klasy, i mogła ją nazwać nawet przyjaciółką – chociaż nie za
bardzo jej pomogła po śmierci Nicka. Może dlatego, że sama Hayley miała ze sobą
problemy, o których nie wiedziała nawet Phee.
Próba
generalna wyszła jak zwykle – z dużą ilością krzyczenia. Jeśli Murphey była
perfekcjonistką, to na panią O’Shea nie było odpowiedniego słowa. Wszystko musiało
być idealne co do milimetra… Ale taki był taniec. Tutaj nie było miejsca na
kompromisy.
W
czasie, kiedy małe dziewczynki jeszcze ćwiczyły, Phee i Hayley podeszły do
kurtyny i odsunęły nieco ciężkie sukno. Występ zaczynał się za dziesięć minut,
a sala i tak była już dość wypełniona. I
dobrze – pomyślała dziewczyna.
Jedną
z rzeczy, które najbardziej lubiła, to oczekiwanie. Dlatego wolała występować
pod koniec; te nerwy, ta niecierpliwość… To było świetne uczucie. A zaraz po
nim znajdował się widok publiczności – publiczności, której nie można
zawieść. No i sam taniec – podskakiwanie
i wymachiwanie nogami, jakby to można nazwać. Brakujący dech w piersiach, czucie
każdego zaangażowanego mięśnia, czy idealnie wyprostowanego kręgosłupa…
Phee
po prostu kochała taniec.
Kiedy
wreszcie nadszedł ich czas, szóstka dziewcząt wyszła na scenę i stanęły w rządku.
Przyjęły pozycję i ukłoniły się, po czym wyprostowały. Z głośników zaczęła
płynąć muzyka, a one zaczęły się poruszać w takt niej. Wszystkie skupione, z
wysoko uniesionymi głowami i błyszczącymi oczami, obserwowane przez blisko
setkę ludzi.
W
pewnym momencie Murphey wyszła przed
resztę i tańczyła sama, kiedy one jedynie przestępowały skocznie z nogi
na nogę. Po zakończeniu swojego „solo” dziewczyna wróciła do szeregu i
zakończyły występ.
Dziewczyny
ukłoniły się i w równym rządku zeszły ze sceny. Wszystkie z uśmiechami na
twarzach, spocone ale szczęśliwe. Wiedziały, że im poszło. Nikt nie powinien
przecież zauważyć, że Alice dołączyła do wiatraka jedną trzecią sekundy na
późno, prawda?
Na
scenę wyszła najstarsza i największa grupa, tańcząca step. Po całym budynku
rozległo się zsynchronizowane tupanie do wtóru muzyki z Riverdance. Phee z
nostalgią pomyślała, że mogłaby tańczyć w grupie Lord Of The Dance; ale jej
szansa jak na razie przepadła. Nie będzie się z tej okazji jakoś specjalnie
przejmować; skoro uznali, że ma talent, ma szanse wystąpić w innych widowiskach
tanecznych.
Jak
zwykle po zakończeniu występu grupa dziewczyn udawała się na pizzę do
restauracji naprzeciw; tym razem Phee jednak nie poszła z nimi. Wolała
świętować z mamą i Carrie.
Tak
więc wróciły do domu i siedziały do późna, oglądając O północy w Paryżu i jedząc ciasto zakupione w cukierni po drodze.
A Phee zupełnie zapomniała o kopercie, która została położona na jej biurku
rano.
***
-
Nie było późniejszego lotu? – spytała Carrie, ziewając szeroko. Nawet nie
kłopotała się z zakrywaniem ust dłonią; i tak na teminalu nie było wielu ludzi.
Jak już to głównie biznesmeni. Była zdegustowana tym, że w niedzielę, jedyny
dzień wolny od pracy, musiała się zrywać z łóżka o szóstej.
-
Nie mogła później, wybacz.
Phee
spojrzała na zegarek. Dochodziła siódma – samolot powinien lądować lada chwila.
-
To obudź mnie, jak już wyląduje – oznajmiła kobieta i założyła ręce na piersi,
po czym zsunęła się niżej na ławce i zamknęła oczy. Phee pokręciła głową i
czekała, co chwilę zerkając na zegarek. Wkrótce oznajmiono przez głośniki, że
lot wylądował. Dziewczyna musiała jeszcze poczekać chwilę, aż przyjaciółka
odbierze bagaże i wyjdzie na terminal.
Na
początku jej nie poznała – dopiero po kilku sekundach w tej wymizerowanej
brunetce z kapturem na głowie rozpoznała Maggie. Nie zdążyła się odezwać, a ta
podeszła do niej i położyła jej palec na ustach, rozglądając się na boki.
-
Ktoś mnie widział w Londynie, mogli kogoś powiadomić. Jedźmy.
Phee
skinęła głową i odwróciła się, by zobaczyć, że Carrie faktycznie zasnęła na
ławce.
-
Carrie – powiedziała, potrząsając ją za ramię.
-
Ssso? – spytała nieprzytomnie, podnosząc głowę.
-
Możemy jechać? Jak najszybciej?
-
Tak, tak – mruknęła i wstała przecierając oczy. – No to chodźmy.
Wszystkie
trzy udały się szybkim krokiem na parking i wsiadły do Astry Carrie. Przez całą
drogę Maggie zerkała w lusterko wsteczne, czy aby żaden samochód ich nie
śledzi. Na szczęście tak nie było i do domu Phee dojechały całe i zdrowe.
-
To ja wracam do siebie. Spać – oznajmiła blondynka i tłumiąc ziewnięcie i
poczekała aż dziewczyny wysiądą, po czym odjechała.
Obie
weszły na drugie piętro kamienicy, do mieszkania Phee. Tam przywitała je
Clodagh St. James, jeszcze w szlafroku, ale nie wyglądająca na zmęczoną.
Kiedy
Phee spotkała Maggie w Mullingar, skłamała. Ale gdy teraz zaczęły na nowo
rozmawiać, powiedziała wszystko o mamie – o jej depresji i tak dalej. Przyjaciółka
na szczęście ich nie oceniała, o co bała się dziewczyna.
-
Chcecie herbaty na rozgrzanie? – spytała mama dziewczyny, już i tak wstawiając
czajnik na gaz.
-
Chętnie – przytaknęły obie jednocześnie, co wywołało u nich uśmiechy.
Phee
pokazała przyjaciółce mieszkanie i
wróciły do kuchni akurat w momencie, kiedy czajnik zaczął gwizdać. Usiadły przy
stole i zaczekały, aż mama przygotuje im ciepły napój.
-
A co to jest? – spytała Maggie, sięgając po list, który przyszedł poprzedniego
dnia do Phee, a wsadzony był do serwetnika. – Od… Moment, czy ja dobrze widzę?
– Jej oczy zrobiły się większe. – Niall przysłał ci list?
-
Co? – spytała szybko Murphey wyrwała
kopertę z rąk przyjaciółki. Faktycznie, w miejscu na adres nadawcy widniało
jego nazwisko.
Clodagh
postawiła na stole herbaty, usiadła przy nim i ciekawie spojrzała na córkę, nie
odzywając się.
-
Mówiłaś, że urwaliście kontakt – powiedziała Maggie.
-
No tak – odparła Phee, marszcząc czoło. Z szuflady na sztućce wyjęła nóż i
rozcięła kopertę. Zajrzała do niej i wyciągnęła kilka kartek. Spomiędzy nich
wyleciały dwie o podłużnym kształcie, z twardszego papieru…
-
Czy to są bilety? – spytała mama dziewczyny, sięgając po nie. Wzięła jeden, a
drugi podała wyciągającej rękę Maggie. – Na koncert… One Direction? Na Madison
Square Garden?
-
Co?! – spytała ponownie Phee i pochyliła się nad stołem, by popatrzeć.
Faktycznie, bilety na One Direction na Madison Square Garden. I to VIP-owskie.
Co?
Dziewczyna
rozłożyła jedną z kartek – tę w kratkę, przez którą prześwitywał atrament
długopisu. Pismo na niej było szerokie i dość dziecinne, na pierwszy rzut oka.
Zaczęła czytać.
Phee,
Może o mnie
zapomniałaś, czy coś, ale… dasz mi jeszcze jedną szansę? Cholera, jak to
napisałem to nie wygląda to tak fajnie jak w mojej głowie. Powinienem walnąć
jakąś romantyczną przemowę, co nie? Tylko że ja nie umiem takich rzeczy pisać.
Oookej, przechodząc do
sedna:
Jak już pewnie
zauważyłaś, wysłałem ci dwa bilety na nasz koncert w NY na MSG i dwa bilety na
samolot do NY. Nie wiedziałem kogo będziesz chciała zabrać ze sobą, a bilety na
lot są imienne, więc pomyślałem o Carrie, o której mi opowiadałaś. Oczywiście
jest to prezent.
Nie musicie przyjeżdżać.
Naprawdę. Ale… Daj mi szansę. Proszę?
Jeśli się zdecydujesz,
na lotnisku będzie na was czekał jeden z ochroniarzy. Nie znalazłem innego lotu
z Dublina, więc przyjedziecie na kilka godzin przed koncertem. Lepiej się
wyśpij w samolocie, bo będziesz miała niezły jet lag. No, potem ochroniarz was
zabierze do hotelu i na MSG. I… mam nadzieję cię tam spotkać…
Decyzja należy do
ciebie. Ale mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałaś.
Nialler
P.S. Mam nadzieję, że
u Twojej mamy wszystko już w porządku. I u Ciebie.
Nialler
P.P.S. Czy trzeba się
podpisywać pod ‘ps’? I pisze się P.P.S czy P.S.S. czy P.S.2? Hm…
Phee przeczytała
list dwa razy, zanim złożyła go kilka razy na pół i wsunęła do kieszeni spodni.
W milczeniu przejrzała bilety lotnicze i bilety na koncert. Mama i Maggie
obserwowały ją z ciekawością; wydawała się być bardzo skupiona.
Po
naprawdę długim czasie (herbata już zdążyła ostygnąć), dziewczyna wreszcie
kiwnęła głową jakby do siebie i uniosła głowę, patrząc na mamę.
-
Mogę za tydzień pojechać do Nowego Jorku?
ojej. *.* ten list na końcu totalnie mnie rozwalił i to w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :3
Mega :* Chce już następny ,chociaż wiem że szybko go nie dodasz.ale co :)Chce zeby Niall i Phee się spotkali !!! DAWAĆ NASTEPNY !!
OdpowiedzUsuńZawsze, ale to ZAWSZE śmieję się do rozpuku, gdy czytam rzeczy, które napisał Niall - smsy czy teraz właśnie list. Boże, dziewczyno, kocham cię!
OdpowiedzUsuńO opowiadaniu nie zapomniałam, nie umiałabym tak :) Jest ono jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek czytałam!
Pozdrawiam, życzę miłych wakacji i czekam na następny :) x
Ach... Widać, że kochasz pisać to opowiadanie :P, chociaż czuć, że to już końcówka. Ciekawe, co wymyślisz na spotkanie Nialla z Phee. To może być verra interesujące :D Strasznie mi się podobał opis występu Murphey. Te wszystkie jej uczucia, skupienie itd. świetne!
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że romans Maggie (która na ADHD) i Gary'ego mnie zaskoczył. Czy potem jakoś to rozwiniesz, wyjaśnisz...?
Życzę weny, żebyś dodała następny rozdział swojego ulubionego opowiadania jak najszybciej :P
Jej Jupi jak super !!!!! :D strasznie sie cieszę, że Phee dała niallowi szansę <3 no nię mogę sie doczekać następnego rozdziału!!!
OdpowiedzUsuńPowodzenia i życzę dużo weny:*
Jak fajowo. Troche mnie zdziwil fakt iz phee ma krotkie wlosy ale jakos to przetrawie oczywiscie. Wyrabiscie ze nailler w koncu do.niej napisal. Mam nadzieje ze tam w ny sie jakotako pogodza
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami dominika ;*
Jaki guscgdfvcsrvcsgdfsxjnsdvcrewf rozdział *___________* Mam nadzieję, że Phee i Nialler będą razem, a przynajmniej się pogodzą w tym NY. Ten list na końcu jest taaki słodki <3 Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńBuziaki
Annalena :*
Argh, to jest cudne! <3
OdpowiedzUsuńdobrze że blondaś się wykazał, hehhehe :3
i ten list, i to że Phee wróciła do tańca... ^^ jak pozytywnie :) podoba mi się bardzo! do zobaczenia z następnym rozdziałem, życzę dużo weny i odpoczynku na wakacjach! ;] uwielbiam cię :*
Świetny! Ten list jest kjsfhsdf xD
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie super! :D
Jestem ciekawa co dalej, jak się sprawy potoczą, nie mogę doczekać się następnego!
słodki list :D już chcę następny jak poleci do niego :)
OdpowiedzUsuńHej. Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek i nie żałuję czasu spędzonego na czytaniu wszystkich rozdziałów. Tak się zaczytałam, że nie miałam ochoty kończyć. Świetne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńMasz wielki talent i ciekawy pomysł na fabułę. Twój styl pisania jest jak najbardziej na wysokim poziomie. Każdy rozdział jest ciekawy i wciągający. Już mogę powiedzieć, że kocham Twoje opowiadanie ♥♥
Już jestem Twoją fanką ;)
Dobra, a teraz o opowiadaniu.
Współczuje Phee. Nie miała łatwo w życiu. Nigdy nie poznała swojego biologicznego ojca, głównie wychowywała ją matka. Ale jej rodzicielka poznała Nicka. Mężycznę, którego szesnastolatka traktowała jak tatę, był dla niej bliski. Lecz los musiał im go zabrać. Przez jakiegoś pacana w aucie, który go potrącił i jeszcze uciekł z miejsca wypadku. Gdzie się rodzą tacy ludzie. Po tym incydencie jej matka wpadła w depresję, więc Phee pewnie musiała jej poświęcać większość swojego czasu, musiała być silna. Dużo przeżyła ta dziewczyna.
Fajnie, że pojechała do swojej babci w wakacje, do Mullingar. Mogła się trochę oderwać od tego wszystkiego, choć przez chwilę zapomnieć. Poznała tam fajnych ludzi. A co najepsze były to osoby, których nienawidziła- One Direction. Ale jednak z dwójką z nich się zaprzyjaźniła. Między nią, a Niallem było chyba trochę coś więcej. Lecz sobie tego tak nie okazywali, po prostu lubili być blisko siebie. Jeszcze okazało się, że on był świadkiem tego całego wypadku. Co za zbieg okoliczności. Szkoda, że Phee musiała wrócić wcześniej do Dublina, do mamy. I jeszcze postanowiła przerwać jej znajomość z blondynem, bo uważała, że ona nie pasuje do jego świata. Dobrze, że Niall nie odpuścił. Ten list był wspaniały i słodki. Widać, że chłopakowi zależy na rudowłosej. Fajnie, że zaprosił ją na koncert 1D i jeszcze opłacił jej przelot. Super z niego chłopak. Jestem bardzo ciekawa, co się wydarzy, gdy spotkają się w NY.
Harry zakochał się w Louisie, tylko czy jego przyjaciel odwzajemnia to uczucie? On sam chyba tego nie wie.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, bo bardzo zaintrygowałaś mnie tym opowiadaniem. Czekam na więcej. Życzę Ci duuuużo weny. Ściskam, Maarit :*
PS. Sorrki za tak długi komentarz, ale trochę mi się pozbierało po przeczytaniu tylu rozdziałów ;)
PS 2. Jakbyś miała ochotę, to zapraszam na mojego bloga z opowiadaniem. Byłoby mi miło, gdybyś wpadła i zostawiła swój szczery komentarz. Jestem otwarta na krytykę :)
Zapraszam,
love-of-accident.blogspot.com
A i jeżeli to nie problem, to mogłabyś mnie na tym samym blogu informować o nowych rozdziałach? Z góry dziękuję :D
O ja pierdzielę! Wyslal jej bilety! Aaaaaa! No nie moge! Slodki. Kochany. Najbardziej uroczy na calym swiecie! Rozdzial genialny!
OdpowiedzUsuńPs. I love you <3
O ja pierdzielę! Wyslal jej bilety! Aaaaaa! No nie moge! Slodki. Kochany. Najbardziej uroczy na calym swiecie! Rozdzial genialny!
OdpowiedzUsuńPs. I love you <3
Kiedy następny ??? Czekam :)
OdpowiedzUsuńkiedy następny?
OdpowiedzUsuńUMIERAM, mh...
kiciu kocham
Super;)) Czeka na następny ;)
OdpowiedzUsuń@_Lusia12_
Czekam
UsuńTo jest nisamowita historia. Bardzo mi się podoba opowiadania.
OdpowiedzUsuńProszę o informowanie mnie o nowych postach na twitterze.
ozdrawiam @JustinePayne81
Wybacz, ale nie informuję o rozdziałach.
UsuńBOŻE CZEKAM NA WIĘCEJ! *_* JESTEŚ GENIALNA NO!
OdpowiedzUsuńJEJKU KOCHAM CIĘ! Jeśli byś mogła poinformować mnie o kolejnym rozdziale na twitterze byłabym wdzięczna :) @klaudiagorak
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie odcinki i jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńMiałam już rozszarpać Phee ! Jak ona może nie odzywać sie do chłopaka. Nosz! Na szczęście widać że ona coś dla niego znaczy i się zobaczą na tym koncercie!
Cieszę się, że z mamą Phee jest lepiej.
Masz bardzo wciągający styl pisania nadrabiając rozdziały strasznie szybko mi to zleciało.
Dodaję oczywiście do obserwowanych.
Serdecznie pozdrawiam!
Ojej *.* jak słodko ... Nie mogę się doczekać nowego rozdziału
OdpowiedzUsuń;)