poniedziałek, 29 lipca 2013

Czternasty

            Harry mył akurat zęby, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi – ciągłym, długim sygnałem.
            - Iiiidę! – wykrzyknął, wypluwszy wszystko, po czym przepłukał usta i otarł je      ramieniem. Pospiesznie założył spodnie dresowe, które leżały na wierzchu kosza na brudy i wypadł na korytarz, żeby otworzyć drzwi. – Pali się, czy co… - mruknął, przekręcając klucz.
            - Cześć Harry – powiedział Louis stojący za progiem. Twarz Loczka przybrała wyraz najszczerszego zdumienia. Jego przyjaciel za to wydawał się… zdenerwowany? Był nieco przygarbiony, co jeszcze bardziej go ‘pomniejszało’.  Wzrok uciekał mu na boki, ale w kocu trwożnie skoncentrował się na wyższym chłopaku. – Mogę wejść na chwilę?
            - Ja… Oczywiście. – Chłopak odsunął się i przepuścił go w drzwiach. W lepszym świetle ujrzał, jak wymizerowany jest Tomlinson, a jego serce ścisnęło się z żalu. – Coś się stało, Lou? – spytał z troską.
            - Tak. Jestem idiotą – burknął.
            - Co masz na myśli? – Harry zmarszczył brwi i zamknąwszy drzwi podszedł bliżej.
            - Bo chodzi mi o to… Ja… - westchnął i spojrzał w oczy Stylesowi. – Chciałem cię przeprosić, Hazza, bo zachowywałem się jak dupek. Przez ten cały czas. Nie rozmawiałem z tobą, nawet na ciebie nie umiałem spojrzeć… - westchnął po raz kolejny. – A nie powinienem. Bo wciąż jesteś moim przyjacielem, prawda? – spytał.
            - Oczywiście, Boo – powiedział Harry i bez wahania przytulił go. Poczuł jego głowę na swoim ramieniu i ręce obejmujące go w pasie, a po chwili też to, że jego koszulka moknie od łez chłopaka.
            - Jestem strasznym idiotą, największym idiotą na tej cholernej planecie – wymamrotał w jego szyję. Harry pogłaskał go delikatnie po głowie.
            - Nie jesteś. Po prostu potrzebowałeś czasu, żeby to przetrawić – odparł wyrozumiale.
            Louis na to już nic nie odpowiedział. Pozwolił swoim łzom płynąć, ciesząc się ciepłem ciała przyjaciela przy sobie, a Harry wciąż głaskał go po głowie i szeptał pocieszające rzeczy do ucha.
            Żaden z nich nie chciał tego przerwać.
***
Listopad 2012
            Phee wyciągnęła klucze z torebki i otworzyła drzwi do mieszkania. Nie mieszkania Carrie – ich mieszkania. Jej i jej mamy. Była tam już tydzień wcześniej, by wszystko jakoś ogarnąć, przecież nie mieszkały tam kilka miesięcy; to dlatego teraz można się było poczuć tam jak dawniej.
            - Proszę – dziewczyna otworzyła drzwi i poczekała z boku, przepuszczając wcześniej mamę.
            - Nie zmieniło się tu za dużo – powiedziała cicho kobieta, rozglądając się. Jej córka wzruszyła ramionami, nie odpowiadając na to pytanie. Podniosła z ziemi walizkę i weszła do mieszkania. Było tu czuć trochę jak w każdym opuszczonym na jakiś czas domu – nie do końca zaduchem, ale i nie świeżością. – Dobrze tutaj wrócić – dodała Clodagh St. James i uśmiechnęła się delikatnie. Ostatnio dużo się uśmiechała; w końcu było z nią coraz lepiej. Może nie od razu, kiedy Phee przyjechała do niej w lipcu, ale po pewnym czasie.
            To sprawiało, że Phee też się uśmiechała. W ogóle była ostatnimi czasy bardzo radosna. Może to również przez to, że wróciła do tańca? Albo przez to, że niemal co dzień rozmawiała na facebooku czy Skype z Maggie, która była finalistką tegorocznej edycji X Factora? Nieważne – ważne, że wreszcie zaczynała się czuć… szczęśliwa. Epizod z Mullingar zostawiła daleko za sobą, traktując go nie inaczej jak każde inne wspomnienie.
            - Może z tej okazji, że wróciłyśmy do domu, zamówimy pizzę? – zaproponowała mama Phee. Dziewczyna była nieco zaskoczona, ale z ochotą zdjęcła z lodówki przyczepioną magnesem ulotkę pobliskiej pizzerii. Godzinę później zajadały ciepłą funghi, a w tle w telewizji leciała jakaś komedia romantyczna.
            Clodagh wyciągnęła rękę i pogładziła niedawno obcięte włosy córki.
            - Mówiłam, że podoba mi się ta fryzura?
            Phee przytaknęła, sama dotykając lekko włosów obciętych „na elfa” niczym Emma Watson jakiś czas temu. Trochę jej było żal długiego do połowy pleców warkocza, ale po kilku dniach przyzwyczaiła się do tego.
            - Pani O’Shea nie była aż taka zadowolona na ostatniej próbie – powiedziała dziewczyna, przypominając sobie zszokowane spojrzenie i pełne wyrzutu słowa instruktorki. – A tak a propos, sobotni występ jest przełożony na pół godziny wcześniej. Nie wiem czemu. – Wzruszyła ramionami.
            Kobieta przytaknęła, przyjmując informację do wiadomości.
            - Dzwoniłaś już do Carrie, czy mogłaby nas zawieźć?
            Phee pokiwała głową.
            - Akurat skończy pracę, więc niewiele się spóźnię na próbę generalną. Ale nie powinno to być zbyt wielkim kłopotem, skoro poćwiczymy tylko wejścia i wyjścia.
            Przez chwilę jeszcze jadły pizzę, zerkając na końcówkę filmu.
            - Przełączysz na wiadomości? – spytała mama dziewczyny, kiedy stary zegar odziedziczony po pradziadku wybił szóstą. Najwidoczniej spóźniał się trochę, bo kiedy Phee włączyła odpowiedni kanał, początkowy skrót minął i zaczęto podawać najświeższe newsy z kraju i świata.
            Po jakichś wiadomościach ze świata polityki i sportu, pojawiły się nagrania z X Factor.
            - Maggie Cahill – zaczęła prezenterka z offu, a Phee prawie że zakrztusiła się pieczarką z pizzy – szesnastoletnia uczestniczka programu X Factor została wyrzucona z konkursu, kiedy odkryto jej romans z jednym z jurorów, Garym Barlowem. Jej miejsce zajmie uczestnik, który opadł w zeszłym tygodniu, Rylan Clark. Gary Barlow zrezygnował z bycia jurorem i mentorem grupy 26+. Jego miejsce w następnym odcinku zajmie Bryan Adams.
            Podczas gdy kobieta mówiła, a niedowierzająca Murphey zbierała szczękę z podłogi próbując zrozumieć o co chodzi, na ekranie telewizora pojawiały się to ujęcia z programu, to z ulicy, gdzie dziewczyna z dobrze znaną różowa czupryną przeciska się przez tłum fotografujących ją paparazzi, co udaje jej się tylko dzięki barczystym, wysokim ochroniarzom. Ludzie z aparatami chcą się przecisnąć jak najbliżej, bo im lepsze zdjęcia, tym więcej zaoferują im brukowce za ich kupno. A kto by nie chciał kupić setki zdjęć rozpłakanej nastolatki z rozmazanym tuszem do rzęs na policzkach?
            - Phee – zaczęła Clodagh, ale zawisiła głos i nie dodała już nic więcej, tak jak córka wpatrując się w telewizor.
            - Wiem.
***
            Następnego dnia Phee wiedziała już wszystko o tej sprawie.  Media nie pozostawiały na Maggie i Garym suchej nitki. Pewien brukowiec użył dość niewybrednych słów na opisanie ich i tego romansu – coś takiego nie powinno w ogóle ukazać się w druku. Inne gazety czy serwisy były nie mniej życzliwe, ale w bardziej kulturalny sposób.
            Na stronie internetowej „The Sun” można było przeczytać spory artykuł o tym, jak to rzekomo wszystko się rozpoczęło. Powodem wyrzucenia dziewczyny z programu miało być przyłapanie obojga w klubie, gdzie nie stronili od siebie. Według oficjalnego rzecznika prasowego X Factor i Maggie i Gary nadszarpnęli dobry wizerunek programu, dlatego dziewczyna została wydalona z konkursu, a juror sam z niego odszedł.
            Na początku Phee oczywiście nie chciała wierzyć, ale przeglądając kolejne portale internetowe utwierdzała się w przekonaniu, że nie jest to tylko byle jaka plotka wymyślona dla rozgłosu.
            I właśnie to zmartwiło ją najbardziej.
            Dlatego też była zaskoczona, kiedy po spojrzeniu na ekran dzwoniącego właśnie telefonu ujrzała napis „Maggie”.
            - Halo? – powiedziała ostrożnie, odbierając.
            - Phee – usłyszała westchnienie ulgi po drugiej stronie słuchawki. – Znienawidziłaś mnie już?
            - Co? Czemu miałabym? – odparła, ale czuła się jakby kłamała. Chociaż tego nie robiła – nie nienawidziła Maggie. Tylko czuła się… nieco zawiedziona.
            - Bo puściłam się z żonatym facetem w wieku mojego ojca?
            Murphey westchnęła.
            - Nie nienawidzę cię – powiedziała. – Poza tym sprawa chyba nie jest aż tak duża – dodała, trochę niepewnie. – No ale te media…
            - No właśnie. – Głos przyjaciółki stał się nieco bardziej zdecydowany. – Nie mogę wrócić do Mullingar, paparazzi już na mnie czekają. Tata dzwonił do mnie, że nie umiał wyjechać z garażu, wszystko jest tak oblegane. Ale w Londynie nie jest lepiej, z trudem dotarłam do hotelu, i chyba z niego nie wyjdę za szybko. Phee, czy nie będzie wam przeszkadzało, jeśli… jeśli bym się zatrzymała u was z… tydzień?
            Dziewczyna musiała chwilę pomyśleć. Jej mama wróciła dopiero co ze szpitala. Czy była w stanie, by znieść w domu jeszcze jedną szesnastolatkę, w szczególności że ta ma stwierdzone ADHD? Ale w sumie czuła się dobrze od dłuższego czasu – nalegała na wcześniejsze wyjście, ale doktor McKinley się na to nie zgodził. Czwartek był najwcześniejszym terminem. Poza tym, to była jej przyjaciółka – przyjaciółka, która miała kłopoty.
            - Nie – odpowiedziała, zanim zdołała się rozmyślić. – Nie będzie nam przeszkadzało.
***
            Przekonanie mamy nie było aż tak trudne, jak Murphey wcześniej myślała. Była aż zaskoczona łatwością, z jaką zgodziła się ona na przyjazd Maggie. Ale przygotowywanie miejsca do spania dla przyjaciółki przylatującej w niedzielę do Dublina musiała odłożyć na ostatnią chwilę – teraz musiała myśleć o jutrzejszym występie. Pierwszym występie po przerwie.
            Nie mogła się pomylić, w żadnym momencie. Zwykle nie była perfekcjonistką, ale tu chodziło o taniec. W tym nie zgadzała się na żadne niedociągnięcia. Miała to po mamie, która była muzykiem sesyjnym – grała na skrzypcach na różnych nagraniach, na przykład zespołów rockowych, które potrzebowały tego do jednej ze swoich piosenek.
            Przed każdym występem Phee musiała się wyciszyć. Już od rana nie włączała radia czy telewizji, nie odbierała sms-ów czy połączeń od osób niezwiązanych ze szkołą tańca. Jadła tylko owoce, piła herbatę z mlekiem i cukrem – koniecznie półtorej łyżeczki. Można to nazwać jej małym rytuałem. No, może nie małym – ale zdecydowanie rytuałem. Dlatego też kiedy mama oznajmiła jej, że przyszedł do niej list, kazała go odłożyć gdziekolwiek, byle z dala od niej. Przeczyta go po występie.
            Dziesięć po piątej przyjechała Carrie. Gdyby samochody mogły wyglądać na zmęczone, taki byłby jej Vauxhall; sama w sumie też tak wyglądała. Z idealnie zaczesanego kucyka wymknęło się kilka pasemek blond włosów, rękawy białej eleganckiej bluzki były podwinięte do łokci, a glany w które były wsadzone nogawki czarnych rurek niezawiązane.
            - Szef się bardzo zastanawiał, czemu mi się aż tak spieszy – powiedziała, wyjaśniając swój stan. – Wsiadać!
            Mama Phee usiadła na miejscu pasażera, a dziewczyna wrzuciła do tyłu reklamówkę ze swoją sukienką i butami oraz torebkę, po czym sama wsiadła.
            Za dziesięć minut były w szkole tańca. Carrie i Clodagh zostały na dole, a Phee pobiegła na górę do szatni przy swoistej auli. Pomieszczenie było wypełnione dziewczętami w różnym wieku – od pięciu do dwudziestu paru lat. Cóż, był to występ z okazji kolejnej rocznicy otwarcia szkoły.
            Zaraz po niej do szatni wpadła pani O’Shea.
            - Dziewczyny, za kulisy i rozciągać się! Macy, pomóż Kitty zawiązać buty! Ellie, popraw sobie spódniczkę! PHEE! Czemu jeszcze nie jesteś ubrana?!
            - Już! – wykrzyknęła dziewczyna, zaczynając się przebierać. Za ten czas szatnia opustoszała i została tam sama. Zawiązała mocno sznurówki miękkich, skórzanych butów i pobiegła za resztą dziewczyn.
            Występowała jako jedna z ostatnich, razem ze swoją grupą mieszczącą dziewczyny od szesnastu do dziewiętnastu lat. Było ich sześć: Katrina, Macy, Alice, Beatrice, Hayley i Phee. Znały się od początku i były to najbliższe koleżanki dziewczyny. Z Hayley chodziły razem do klasy, i mogła ją nazwać nawet przyjaciółką – chociaż nie za bardzo jej pomogła po śmierci Nicka. Może dlatego, że sama Hayley miała ze sobą problemy, o których nie wiedziała nawet Phee.
            Próba generalna wyszła jak zwykle – z dużą ilością krzyczenia. Jeśli Murphey była perfekcjonistką, to na panią O’Shea nie było odpowiedniego słowa. Wszystko musiało być idealne co do milimetra… Ale taki był taniec. Tutaj nie było miejsca na kompromisy.
            W czasie, kiedy małe dziewczynki jeszcze ćwiczyły, Phee i Hayley podeszły do kurtyny i odsunęły nieco ciężkie sukno. Występ zaczynał się za dziesięć minut, a sala i tak była już dość wypełniona. I dobrze – pomyślała dziewczyna.
            Jedną z rzeczy, które najbardziej lubiła, to oczekiwanie. Dlatego wolała występować pod koniec; te nerwy, ta niecierpliwość… To było świetne uczucie. A zaraz po nim znajdował się widok publiczności – publiczności, której nie można zawieść.  No i sam taniec – podskakiwanie i wymachiwanie nogami, jakby to można nazwać. Brakujący dech w piersiach, czucie każdego zaangażowanego mięśnia, czy idealnie wyprostowanego kręgosłupa…
            Phee po prostu kochała taniec.
            Kiedy wreszcie nadszedł ich czas, szóstka dziewcząt wyszła na scenę i stanęły w rządku. Przyjęły pozycję i ukłoniły się, po czym wyprostowały. Z głośników zaczęła płynąć muzyka, a one zaczęły się poruszać w takt niej. Wszystkie skupione, z wysoko uniesionymi głowami i błyszczącymi oczami, obserwowane przez blisko setkę ludzi.
            W pewnym momencie Murphey wyszła przed  resztę i tańczyła sama, kiedy one jedynie przestępowały skocznie z nogi na nogę. Po zakończeniu swojego „solo” dziewczyna wróciła do szeregu i zakończyły występ.
            Dziewczyny ukłoniły się i w równym rządku zeszły ze sceny. Wszystkie z uśmiechami na twarzach, spocone ale szczęśliwe. Wiedziały, że im poszło. Nikt nie powinien przecież zauważyć, że Alice dołączyła do wiatraka jedną trzecią sekundy na późno, prawda?
            Na scenę wyszła najstarsza i największa grupa, tańcząca step. Po całym budynku rozległo się zsynchronizowane tupanie do wtóru muzyki z Riverdance. Phee z nostalgią pomyślała, że mogłaby tańczyć w grupie Lord Of The Dance; ale jej szansa jak na razie przepadła. Nie będzie się z tej okazji jakoś specjalnie przejmować; skoro uznali, że ma talent, ma szanse wystąpić w innych widowiskach tanecznych.
            Jak zwykle po zakończeniu występu grupa dziewczyn udawała się na pizzę do restauracji naprzeciw; tym razem Phee jednak nie poszła z nimi. Wolała świętować z mamą i Carrie.
            Tak więc wróciły do domu i siedziały do późna, oglądając O północy w Paryżu i jedząc ciasto zakupione w cukierni po drodze. A Phee zupełnie zapomniała o kopercie, która została położona na jej biurku rano.
***
            - Nie było późniejszego lotu? – spytała Carrie, ziewając szeroko. Nawet nie kłopotała się z zakrywaniem ust dłonią; i tak na teminalu nie było wielu ludzi. Jak już to głównie biznesmeni. Była zdegustowana tym, że w niedzielę, jedyny dzień wolny od pracy, musiała się zrywać z łóżka o szóstej.
            - Nie mogła później, wybacz.
            Phee spojrzała na zegarek. Dochodziła siódma – samolot powinien lądować lada chwila.
            - To obudź mnie, jak już wyląduje – oznajmiła kobieta i założyła ręce na piersi, po czym zsunęła się niżej na ławce i zamknęła oczy. Phee pokręciła głową i czekała, co chwilę zerkając na zegarek. Wkrótce oznajmiono przez głośniki, że lot wylądował. Dziewczyna musiała jeszcze poczekać chwilę, aż przyjaciółka odbierze bagaże i wyjdzie na terminal.
            Na początku jej nie poznała – dopiero po kilku sekundach w tej wymizerowanej brunetce z kapturem na głowie rozpoznała Maggie. Nie zdążyła się odezwać, a ta podeszła do niej i położyła jej palec na ustach, rozglądając się na boki.
            - Ktoś mnie widział w Londynie, mogli kogoś powiadomić. Jedźmy.
            Phee skinęła głową i odwróciła się, by zobaczyć, że Carrie faktycznie zasnęła na ławce.
            - Carrie – powiedziała, potrząsając ją za ramię.
            - Ssso? – spytała nieprzytomnie, podnosząc głowę.
            - Możemy jechać? Jak najszybciej?
            - Tak, tak – mruknęła i wstała przecierając oczy. – No to chodźmy.
            Wszystkie trzy udały się szybkim krokiem na parking i wsiadły do Astry Carrie. Przez całą drogę Maggie zerkała w lusterko wsteczne, czy aby żaden samochód ich nie śledzi. Na szczęście tak nie było i do domu Phee dojechały całe i zdrowe.
            - To ja wracam do siebie. Spać – oznajmiła blondynka i tłumiąc ziewnięcie i poczekała aż dziewczyny wysiądą, po czym odjechała.
            Obie weszły na drugie piętro kamienicy, do mieszkania Phee. Tam przywitała je Clodagh St. James, jeszcze w szlafroku, ale nie wyglądająca na zmęczoną.
            Kiedy Phee spotkała Maggie w Mullingar, skłamała. Ale gdy teraz zaczęły na nowo rozmawiać, powiedziała wszystko o mamie – o jej depresji i tak dalej. Przyjaciółka na szczęście ich nie oceniała, o co bała się dziewczyna.
            - Chcecie herbaty na rozgrzanie? – spytała mama dziewczyny, już i tak wstawiając czajnik na gaz.
            - Chętnie – przytaknęły obie jednocześnie, co wywołało u nich uśmiechy.
            Phee pokazała przyjaciółce mieszkanie  i wróciły do kuchni akurat w momencie, kiedy czajnik zaczął gwizdać. Usiadły przy stole i zaczekały, aż mama przygotuje im ciepły napój.
            - A co to jest? – spytała Maggie, sięgając po list, który przyszedł poprzedniego dnia do Phee, a wsadzony był do serwetnika. – Od… Moment, czy ja dobrze widzę? – Jej oczy zrobiły się większe. – Niall przysłał ci list?
            - Co? – spytała szybko Murphey  wyrwała kopertę z rąk przyjaciółki. Faktycznie, w miejscu na adres nadawcy widniało jego nazwisko.
            Clodagh postawiła na stole herbaty, usiadła przy nim i ciekawie spojrzała na córkę, nie odzywając się.
            - Mówiłaś, że urwaliście kontakt – powiedziała Maggie.
            - No tak – odparła Phee, marszcząc czoło. Z szuflady na sztućce wyjęła nóż i rozcięła kopertę. Zajrzała do niej i wyciągnęła kilka kartek. Spomiędzy nich wyleciały dwie o podłużnym kształcie, z twardszego papieru…
            - Czy to są bilety? – spytała mama dziewczyny, sięgając po nie. Wzięła jeden, a drugi podała wyciągającej rękę Maggie. – Na koncert… One Direction? Na Madison Square Garden?
            - Co?! – spytała ponownie Phee i pochyliła się nad stołem, by popatrzeć. Faktycznie, bilety na One Direction na Madison Square Garden. I to VIP-owskie. Co?
            Dziewczyna rozłożyła jedną z kartek – tę w kratkę, przez którą prześwitywał atrament długopisu. Pismo na niej było szerokie i dość dziecinne, na pierwszy rzut oka. Zaczęła czytać.

            Phee,
            Może o mnie zapomniałaś, czy coś, ale… dasz mi jeszcze jedną szansę? Cholera, jak to napisałem to nie wygląda to tak fajnie jak w mojej głowie. Powinienem walnąć jakąś romantyczną przemowę, co nie? Tylko że ja nie umiem takich rzeczy pisać.
            Oookej, przechodząc do sedna:
            Jak już pewnie zauważyłaś, wysłałem ci dwa bilety na nasz koncert w NY na MSG i dwa bilety na samolot do NY. Nie wiedziałem kogo będziesz chciała zabrać ze sobą, a bilety na lot są imienne, więc pomyślałem o Carrie, o której mi opowiadałaś. Oczywiście jest to prezent.
            Nie musicie przyjeżdżać. Naprawdę. Ale… Daj mi szansę. Proszę?
            Jeśli się zdecydujesz, na lotnisku będzie na was czekał jeden z ochroniarzy. Nie znalazłem innego lotu z Dublina, więc przyjedziecie na kilka godzin przed koncertem. Lepiej się wyśpij w samolocie, bo będziesz miała niezły jet lag. No, potem ochroniarz was zabierze do hotelu i na MSG. I… mam nadzieję cię tam spotkać…
            Decyzja należy do ciebie. Ale mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałaś.
            Nialler
            P.S. Mam nadzieję, że u Twojej mamy wszystko już w porządku. I u Ciebie.
            Nialler
            P.P.S. Czy trzeba się podpisywać pod ‘ps’? I pisze się P.P.S czy P.S.S. czy P.S.2? Hm…

            Phee przeczytała list dwa razy, zanim złożyła go kilka razy na pół i wsunęła do kieszeni spodni. W milczeniu przejrzała bilety lotnicze i bilety na koncert. Mama i Maggie obserwowały ją z ciekawością; wydawała się być bardzo skupiona.
            Po naprawdę długim czasie (herbata już zdążyła ostygnąć), dziewczyna wreszcie kiwnęła głową jakby do siebie i uniosła głowę, patrząc na mamę.

            - Mogę za tydzień pojechać do Nowego Jorku?

23 komentarze:

  1. ojej. *.* ten list na końcu totalnie mnie rozwalił i to w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. :)
    świetny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega :* Chce już następny ,chociaż wiem że szybko go nie dodasz.ale co :)Chce zeby Niall i Phee się spotkali !!! DAWAĆ NASTEPNY !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze, ale to ZAWSZE śmieję się do rozpuku, gdy czytam rzeczy, które napisał Niall - smsy czy teraz właśnie list. Boże, dziewczyno, kocham cię!
    O opowiadaniu nie zapomniałam, nie umiałabym tak :) Jest ono jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek czytałam!
    Pozdrawiam, życzę miłych wakacji i czekam na następny :) x

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach... Widać, że kochasz pisać to opowiadanie :P, chociaż czuć, że to już końcówka. Ciekawe, co wymyślisz na spotkanie Nialla z Phee. To może być verra interesujące :D Strasznie mi się podobał opis występu Murphey. Te wszystkie jej uczucia, skupienie itd. świetne!
    Przyznam, że romans Maggie (która na ADHD) i Gary'ego mnie zaskoczył. Czy potem jakoś to rozwiniesz, wyjaśnisz...?
    Życzę weny, żebyś dodała następny rozdział swojego ulubionego opowiadania jak najszybciej :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej Jupi jak super !!!!! :D strasznie sie cieszę, że Phee dała niallowi szansę <3 no nię mogę sie doczekać następnego rozdziału!!!
    Powodzenia i życzę dużo weny:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak fajowo. Troche mnie zdziwil fakt iz phee ma krotkie wlosy ale jakos to przetrawie oczywiscie. Wyrabiscie ze nailler w koncu do.niej napisal. Mam nadzieje ze tam w ny sie jakotako pogodza
    Z pozdrowieniami dominika ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki guscgdfvcsrvcsgdfsxjnsdvcrewf rozdział *___________* Mam nadzieję, że Phee i Nialler będą razem, a przynajmniej się pogodzą w tym NY. Ten list na końcu jest taaki słodki <3 Czekam na następny :)
    Buziaki
    Annalena :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Argh, to jest cudne! <3
    dobrze że blondaś się wykazał, hehhehe :3
    i ten list, i to że Phee wróciła do tańca... ^^ jak pozytywnie :) podoba mi się bardzo! do zobaczenia z następnym rozdziałem, życzę dużo weny i odpoczynku na wakacjach! ;] uwielbiam cię :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny! Ten list jest kjsfhsdf xD
    Ostatnie zdanie super! :D
    Jestem ciekawa co dalej, jak się sprawy potoczą, nie mogę doczekać się następnego!

    OdpowiedzUsuń
  10. słodki list :D już chcę następny jak poleci do niego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej. Trafiłam na Twojego bloga przez przypadek i nie żałuję czasu spędzonego na czytaniu wszystkich rozdziałów. Tak się zaczytałam, że nie miałam ochoty kończyć. Świetne opowiadanie.
    Masz wielki talent i ciekawy pomysł na fabułę. Twój styl pisania jest jak najbardziej na wysokim poziomie. Każdy rozdział jest ciekawy i wciągający. Już mogę powiedzieć, że kocham Twoje opowiadanie ♥♥
    Już jestem Twoją fanką ;)
    Dobra, a teraz o opowiadaniu.
    Współczuje Phee. Nie miała łatwo w życiu. Nigdy nie poznała swojego biologicznego ojca, głównie wychowywała ją matka. Ale jej rodzicielka poznała Nicka. Mężycznę, którego szesnastolatka traktowała jak tatę, był dla niej bliski. Lecz los musiał im go zabrać. Przez jakiegoś pacana w aucie, który go potrącił i jeszcze uciekł z miejsca wypadku. Gdzie się rodzą tacy ludzie. Po tym incydencie jej matka wpadła w depresję, więc Phee pewnie musiała jej poświęcać większość swojego czasu, musiała być silna. Dużo przeżyła ta dziewczyna.
    Fajnie, że pojechała do swojej babci w wakacje, do Mullingar. Mogła się trochę oderwać od tego wszystkiego, choć przez chwilę zapomnieć. Poznała tam fajnych ludzi. A co najepsze były to osoby, których nienawidziła- One Direction. Ale jednak z dwójką z nich się zaprzyjaźniła. Między nią, a Niallem było chyba trochę coś więcej. Lecz sobie tego tak nie okazywali, po prostu lubili być blisko siebie. Jeszcze okazało się, że on był świadkiem tego całego wypadku. Co za zbieg okoliczności. Szkoda, że Phee musiała wrócić wcześniej do Dublina, do mamy. I jeszcze postanowiła przerwać jej znajomość z blondynem, bo uważała, że ona nie pasuje do jego świata. Dobrze, że Niall nie odpuścił. Ten list był wspaniały i słodki. Widać, że chłopakowi zależy na rudowłosej. Fajnie, że zaprosił ją na koncert 1D i jeszcze opłacił jej przelot. Super z niego chłopak. Jestem bardzo ciekawa, co się wydarzy, gdy spotkają się w NY.
    Harry zakochał się w Louisie, tylko czy jego przyjaciel odwzajemnia to uczucie? On sam chyba tego nie wie.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, bo bardzo zaintrygowałaś mnie tym opowiadaniem. Czekam na więcej. Życzę Ci duuuużo weny. Ściskam, Maarit :*

    PS. Sorrki za tak długi komentarz, ale trochę mi się pozbierało po przeczytaniu tylu rozdziałów ;)

    PS 2. Jakbyś miała ochotę, to zapraszam na mojego bloga z opowiadaniem. Byłoby mi miło, gdybyś wpadła i zostawiła swój szczery komentarz. Jestem otwarta na krytykę :)
    Zapraszam,
    love-of-accident.blogspot.com

    A i jeżeli to nie problem, to mogłabyś mnie na tym samym blogu informować o nowych rozdziałach? Z góry dziękuję :D

    OdpowiedzUsuń
  12. O ja pierdzielę! Wyslal jej bilety! Aaaaaa! No nie moge! Slodki. Kochany. Najbardziej uroczy na calym swiecie! Rozdzial genialny!
    Ps. I love you <3

    OdpowiedzUsuń
  13. O ja pierdzielę! Wyslal jej bilety! Aaaaaa! No nie moge! Slodki. Kochany. Najbardziej uroczy na calym swiecie! Rozdzial genialny!
    Ps. I love you <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy następny ??? Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. kiedy następny?
    UMIERAM, mh...
    kiciu kocham

    OdpowiedzUsuń
  16. Super;)) Czeka na następny ;)
    @_Lusia12_

    OdpowiedzUsuń
  17. To jest nisamowita historia. Bardzo mi się podoba opowiadania.
    Proszę o informowanie mnie o nowych postach na twitterze.
    ozdrawiam @JustinePayne81

    OdpowiedzUsuń
  18. BOŻE CZEKAM NA WIĘCEJ! *_* JESTEŚ GENIALNA NO!

    OdpowiedzUsuń
  19. JEJKU KOCHAM CIĘ! Jeśli byś mogła poinformować mnie o kolejnym rozdziale na twitterze byłabym wdzięczna :) @klaudiagorak

    OdpowiedzUsuń
  20. Nadrobiłam wszystkie odcinki i jestem zachwycona!

    Miałam już rozszarpać Phee ! Jak ona może nie odzywać sie do chłopaka. Nosz! Na szczęście widać że ona coś dla niego znaczy i się zobaczą na tym koncercie!
    Cieszę się, że z mamą Phee jest lepiej.

    Masz bardzo wciągający styl pisania nadrabiając rozdziały strasznie szybko mi to zleciało.
    Dodaję oczywiście do obserwowanych.
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. Ojej *.* jak słodko ... Nie mogę się doczekać nowego rozdziału
    ;)

    OdpowiedzUsuń