wtorek, 9 kwietnia 2013

Jedenasty


            Phee jeszcze nie do końca ogarniała, co wokół niej – i z nią – się dzieje. Nie chodzi o to, że nigdy wcześniej nie była na randce (bo raczej można to nazwać randką). Chodzi o to, z kim szła. Z Niallem Horanem, jedyną osobą, która ją w pełni rozumiała. Niallem Horanem, który w Mullingar nie był już międzynarodową gwiazdą, tylko zwykłym chłopakiem. Po prostu Niallem.
            Wczorajsza zła pogoda pozostawiła po sobie rześki zapach deszczu i srebrne chmury na niebie. Nie było jednak już tak zimno; temperatura podniosła się o kilka stopni.
            Dziewczyna wyjrzała przez okno zastanawiając się, co ma na siebie założyć. W końcu wybrała swoje ulubione jasne jeansy, granatową koszulkę w białe kotwice i czarną marynarkę. Po chwili zastanowienia zaplotła włosy w warkocz po prawej stronie, który opadał jej na ramię.
            Nie miała pojęcia, gdzie Niall ją zabierze. Umówili się, że przyjdzie po nią w samo południe i w sumie było to jedyną rzeczą, którą ustalili. Pójdą do kawiarni? Kina? Nie wiedziała, co chłopak może wymyślić.
            W całym domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi, a jej serce zabiło mocniej, ale nie ze zdenerwowania – raczej z niecierpliwości.
            Phee zbiegła na dół i posłała uśmiech babci.
            - Bawcie się dobrze! – powiedziała kobieta, kiedy ta założyła szybko buty i otworzyła drzwi. Niall czekał tam, w zielonej bluzie jakimś cudem idealnie pasującej do jego niebieskich oczu i niepewnym uśmiechem na twarzy.
            - Cześć – przywitała się i wyszła za próg, a drzwi zamknęły się za nią z trzaskiem.
            - Cześć - odpowiedział słabym głosem chłopak.
            Jego urocza niepewność i strach dodały otuchy dziewczynie, która odczuwała dokładnie to samo. Jakoś lepiej wiedzieć, że inni też mają takie problemy.
            Uśmiechnęła się do niego i złapała go za rękę. On przez chwilę był tak zaskoczony tym delikatnym gestem, że nie mógł się ruszyć, ale zaraz się opanował, odwzajemnił uśmiech i pociągnął ją w stronę ulicy.
            - Gdzie idziemy? – spytała po chwili.
            - Do parku – odpowiedział chłopak, po czym spojrzał na nią niepewnie. – Może być?
            - Jasne – odparła. Nie spodziewała się tego, ale stwierdziła, że to lepsze wyjście niż kino czy coś.
            Szli powoli, a między nimi toczyła się lekka rozmowa. Niall miał wrażenie, że ręka mu się bardzo poci i był nieco zażenowany z tego powodu, ale robił dobrą minę do złej gry. Może Phee nie zauważy? Taką miał nadzieję.
            Po jakichś dwudziestu minutach spaceru doszli do parku. Był  on niewielki, ale piękny, szczególnie teraz, latem – gdy wszystko było zielone, niemalże aż do bólu; jednak miło się na to patrzyło. Ludzi nie było aż tak dużo, jak mogło być. I w sumie dobrze, bo sława przecież momentami nie jest dobrą rzeczą.
            - Cz-czy ty to Niall Horan? - dobiegł ich z tyłu cichy głos. Oboje odwrócili się w kierunku jedenastoletniej dziewczynki, patrzącej na chłopaka wielkimi oczami.
            - Tak - odparł z uśmiechem, zatrzymując się.
            - Mogę autograf? - wyciągnęła przed siebie rękę z notesem i długopisem. Niall puścił rękę Phee i szybko podpisał się na kartce.
            - Proszę bardzo - powiedział, oddając jej notes. Już chcieli iść dalej, kiedy  zatrzymało ich kolejne jej pytanie.
            - Czy to twoja dziewczyna?
            Chłopak odwrócił się zaskoczony i spojrzał na ich ręce, które były znów splecione - a musieli to zrobić zupełnie nieświadomie bo nie pamiętał tego - po czym spojrzał znów na dziewczynkę. Już otworzył usta, by coś powiedzieć (choć nie miał pojęcia co), usłyszał krzyk z daleka.
            - TO NIALL!
            - NIALL Z ONE DIRECTION!
            Phee odruchowo puściła jego dłoń, kiedy podbiegły do nich trzy dziewczyny, na oko w jej wieku. Były bardziej rozemocjonowane niż jedenastolatka; ciągle chichotały, czy wydawały z siebie dźwięki które mogły oznaczać hiperwentylację. Odsunęła się, by te mogły dostać autografy i zrobić sobie z nim zdjęcia. Złapała jego przepraszający wzrok, ale tylko pokręciła głową. Właśnie zdała sobie sprawę z tego, że ta jego sława jest jednak realna. Że choć wcześniej jej nie było widać, to to był właśnie jej wyraz.
            Fanki odeszły, wciąż wydając z siebie dziwne odgłosy i patrząc przez ramię na Nialla, a ten podszedł do Phee i popatrzył na nią wzrokiem kota ze Shreka.
            - Przepraszam – powiedział jedynie, a ona znów pokręciła głową.
            - Nic się nie stało… Przecież to twoja codzienność, prawda?
            - Nie przez ostatnie kilka dni – odparł, uśmiechając się delikatnie. – Idziemy gdzieś czy…
            - A możemy wrócić? Do mnie, do ciebie, obojętnie – przerwała mu. – Tylko…
            - Rozumiem – skinął głową, a jego twarz się nachmurzyła. Tym razem już pewnie złapał ją za rękę i wrócili tą samą trasą, którą przyszli. Ku irytacji obojga zostali złapani przez jeszcze jedną fankę, zanim doszli do domu babci Phee.
            - Wejdziesz? – spytała. Niall pokiwał głową i poszedł za nią.
            - Babciu? – Zajrzała do salonu, gdzie kobieta pisała coś na laptopie. Dziewczyna się uśmiechnęła; babcia nigdy nie porzuciła marzenia o napisaniu książki.
            - Już jesteś? – Catrina St. James podniosła wzrok znad ekranu i zdjęła okulary. Phee pociągnęła za rękaw stojącego za nią chłopaka tak, by znalazł się obok niej.
            - Jesteśmy we dwoje. Chyba nie masz nic przeciwko, prawda? – spytała, a babcia pokręciła głową w odpowiedzi. Phee uśmiechnęła się do niej i zrzuciwszy buty, skierowała się do swojego pokoju, a Niall za nią.
            Tym razem chłopak mógł rozejrzeć się po pokoju. Nie był bardzo zagracony, w końcu Phee przyjeżdżała tu tylko na wakacje. Na półce stało kilka zdjęć: w tym, jak się domyślił, zdjęcie z niedoszłym ojczymem dziewczyny. Na jednym z nich była też ona na scenie, w błyszczącej sukience, tańcząca taniec irlandzki. Chłopak się uśmiechnął.
            - Jak długo tańczysz? – spytał, biorąc ramkę do ręki.
            - Jakieś dziesięć lat… Tak, dziesięć.
            - Odnosiłaś jakieś sukcesy czy coś? – spytał, podnosząc na nią wzrok. Ona spojrzała w dół, wzdychając, po czym pokręciła głową i objęła się ramionami.
            - Miałam tańczyć w Lord Of The Dance, ale musiałam zrezygnować.
            - Dlacze… aaa, dlatego – powiedział, kiwając powoli głową. – Szkoda…Taka szansa…
            - Co mogłam zrobić? – wzruszyła ramionami. – Dalej się nie umiem pozbierać.
            - Hej, przecież rozumiem. – Pogładził ją po ramieniu. – Zayn też miał taką sytuację i musiał zrezygnować z koncertów. Jesteś pewna, że nie będą cię chcieli jeszcze później?
            Phee, ponownie wzruszyła ramionami.
            - Nie rozmawiałam z nimi jeszcze, miałam inne sprawy na głowie.
            - Co u twojej mamy tak w ogóle, jeśli mogę spytać? – Jego ton był trochę niepewny.
            - Możesz – odparła z delikatnym uśmiechem. – Na razie nic się nie poprawia, niestety…
            - Będzie dobrze. – Złapał ją za rękę. – Słowo.
            Patrząc w te szczere, praktycznie dziecięce oczy, uśmiechnęła się z wdzięcznością.

***

            Następnego dnia wieczorem Niall odwiedził Phee z gitarą.
            - Chcesz mi zagrać serenadę? – spytała pół żartem, pół serio.
            - A chcesz? – odpowiedział pytaniem, ruszając śmiesznie brwiami do góry i na dół. Ona pokręciła tylko głową i wpuściła go do siebie.
            - Dobry wieczór pani – przywitał się z babcią dziewczyny i pognał na górę. – Tak właściwie to byłem w pubie z kumplami i tam grałem – zwrócił się już do dziewczyny. – Ale mogę ci zagrać. – Zmrużył oczy. – Jeśli tylko ty zatańczysz.
            Phee westchnęła. – Nie będę tańczyć. Nie ma mowy.
            - Prooooszę? – spytał, robiąc minę kotka ze Shreka. Nie mogła się temu oprzeć; z ciężkim „no dobra” stanęła na środku pokoju i wykonała kilka podstawowych kroków.
            - Zadowolony? – Usiadła na łóżku, czując, jak twarz ją piecze. Występy przed dużą publicznością były mniej stresujące niż przed pojedynczymi osobami.
            - Bardzo. To co mam zagrać? – spytał, wyciągając gitarę z futerału. Phee wzruszyła ramionami. – Coś, co lubisz.
            Nialler uśmiechnął się tylko i przełożył pasek od gitary przez głowę i ramię, po czym uderzył palcami w puste struny.
            - No to może… - zastanowił się przez chwilę. – Wiem!
            Zagrał kilka akordów i zaczął śpiewać Blue suede shoes Elvisa. W pewnym momencie wczuł się tak, że niemal skakał po pokoju dziewczyny i prawie że strącił gryfem jedyny kwiatek stojący na oknie.
            - A znasz coś Beatlesów? – spytała.
            - Hm… - mruknął, drapiąc się po brodzie. – W X Factorze śpiewaliśmy All you need is love, ale nie pamiętam chwytów. Michelle jest piękne, ale też nie znam. Ale…
            Wypróbował kilka chwytów, po czym zaczął piosenkę.
            - Oh yeah, I'll tell you something,
I think you'll understand.
When I'll say that something
I want to hold your hand...
            - Uwielbiam to! – wyznała Phee z uśmiechem, który chłopak odwzajemnił. Musiała szczerze przyznać, że mimo nielubienia boybandu, głos Nialla jej się podobał. Bardzo. Był taki… inny.
            - Oh please, say to me
You'll let me be your man
And please, say to me
You'll let me hold your hand. 
            Po zaśpiewaniu tych wersów zatrzymał się nagle i przysiadł się do niej, jakby wiedziony jakimś impulsem, i złapał ją za rękę.
            - Proszę, powiedz, że pozwolisz mi być swoim mężczyzną i proszę, powiedz, że pozwolisz mi trzymać cię za rękę – powtórzył cicho. Phee patrzyła na niego przez chwilę szeroko otwartymi oczami, po czym pokiwała głową, a kąciki jej ust uniosły się ku górze.
            Niall uśmiechnął się tak szeroko jak tylko mógł, ukazując całą gamę swych zębów ozdobionych aparatem ortodontycznym i wstał, uderzając mocno w struny i śpiewając głośno dalszą część piosenki, co dziewczyna skwitowała tylko śmiechem. I jak tu go nie lubić?

***

            Ostatni tydzień wolnego powoli dobiegał końca. Phee musiała wrócić do pracy, w której towarzystwa dotrzymywał jej Niall. Pani Cross patrzyła na nich z szerokim uśmiechem na twarzy i mimo że nie powiedziała nic na głos, jej wzrok mówił wszystko.
            - To co teraz? Jedziecie koncertować czy coś? – spytała dziewczyna w piątkowe przedpołudnie, tak zwaną „czarną dziurę” kiedy klientów praktycznie nie było.
            Niall pokręcił głową. – Będziemy nagrywać nową płytę. Mamy kilka zajebistych kawałków i już się nie mogę tego doczekać!
            Phee parsknęła krótko śmiechem i odgarnęła kosmyk z czoła.
            - Ej, nie śmiej się ze mnie! – oburzył się Nialler.
            Pokręciła głową.
            - Nie śmieję się z ciebie – powiedziała. – Tylko z siebie, bo właśnie sobie uświadomiłam, że tak właściwie słyszałam tylko kawałek What Makes You Beautiful… I chyba jeszcze jednej piosenki, co ten… Harry? Tak, Harry tak trochę wyje jak wilk do księżyca. Bez obrazy.
            Chłopak uniósł brwi.
            - To nie jest powód do śmiechu, to jest skandaliczne! – powiedział z udawaną powagą, celując w nią palcem. – Musisz się doedukować, koniecznie. I zapamiętać imiona moich drogich przyjaciół!
            W efekcie Phee tylko znów się roześmiała. Chłopak zaczął jej najpierw znów wygrażać, ale potem śmiał się razem z nią. Uwielbiała Nialla, uwielbiała spędzać z nim czas, ale coś jej podpowiadało, że właśnie ta jej wakacyjna przygoda się kończy. I że nie będzie miała ciągu dalszego.

14 komentarzy:

  1. Cieszę się, że wróciłaś ^^
    Rozdział jest naprawdę MEGA! Momentami, aż wczuwałam się w postacie. Dosłownie jakbym tam z nimi była. Magiczne..
    Cieszę się, że Niall i Phee tak dobrze się dogadują. Rozbawiło mnie bardzo jak Nialler śpiewał piosenkę Beatlesów. To było takie naturalne.. Nie mam pojęcia jak to inaczej określić xD
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że nie porzuciłaś tego bloga. Szkoda by było. Prawie codziennie wchodziłam i patrzyłam czy nie ma czegoś nowego i w końcu! :D
    Trochę inaczej wyobrażałam sobie ich randkę. Stawiałam na jakieś romantyczne wyjście, a tu fanki wszystko zepsuły.
    Mam tylko jedno małe ale. Jak dla mnie wszystko troszeczkę za szybko się dzieje.
    Tak to nie mam nic do zarzucenia i czekam z niecierpliwością na kolejną część.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww... Jakież to piękne! No dobra, nie dramatyzuję... Cały czas miałam banana na twarzy i w żaden sposób nie mogłam go z niej zdjąć :D Chociaż tak na prawdę, to miałam nadzieję na malutkiego buziaczka czy coś... Ja wcale nic nie sugeruję!
    A poza tym, to rozdział skończył się stanowczo za szybko - nie chodzi o to, że był za krótki ( no dobra, nie miałabym nic przeciwko, jeśliby miał ze trzydzieści stron), tylko o to, że był wspaniały i tak się wciągnęłam, że zabrakło mi suwaka i tak dotarłam do komentarzy.
    Jakiś taki chaotyczny ten komentarz, ale mam nadzieję, że zrozumiesz cokolwiek :D
    Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wchodzę dziś w nadziei, że będzie nowy rozdział, patrzę... I jest! Moja radość jest nieopisana! Cieszę się bardzo gdy coś dodajesz, bo twoje opowiadanie jest naprawdę jednym z lepszych jakie miałam okazję czytać. Ten rozdział jest cudowny, Niall grający na gitarze i w ogóle wszystko <3 "Harry tak wyje jak wilk do księżyca" haha, też mi się to tak zawsze kojarzyło. Dodawaj coś częściej :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejciu <3 W końcu coś dodałaś <3 Teraz moja radość nie ma końca :)
    Podoba mi się strasznie, jak piszesz. Tak optymistycznie, a na dodatek wczuwam się w akcję, czuję się, jakbym tam była i widziała co oni robią.
    Oczywiście - fanki. Naprawdę, ostatnio te wszystkie napalone sweet12 zaczynają mnie denerwować (a co najlepsze, ja sama ma tyle lat.O. Mój. Boże... chyba jestem jedyną normalną z tego gatunku -.-) z tym całym zachowaniem. No ale dobra... pomińmy to.
    Mam nadzieję, że na następny rozdział nie będziesz kazała czekać nam aż 1,5 miesiąca! :o
    Czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O... łał!
    To wreszcie Niall i Phee są oficjalnie parą <3 tylko szkoda że im się randka jakoś tak nie pykła xD no i najgorzej że chyba szybko nie będą mieli okazji tego poprawić :<
    ach i to jak Nialler śpiewaaaał :D jak facet dla kobiety śpiewa to nieważne co, bo i tak jest pięknie :D ja trochę żałuję że się nie pocałowali... ale mam wymagania xD
    wgl pesymistycznie się skończyło... co sprawia że z jeszcze większą niecierpliwością czekam na następny ;)
    tak więc pisu pisu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. łaaał, jaka radocha, wchodzę - i jest! :*
    dziewczyno, to jest cudo <3
    naprawdę, naprawdę, napraaaawdę! ^^
    jejejeeej, oni muszą być razem, i nie mogą się rozstać, i wszystko będzie pięknie, hyhyh:D okeej, z tym wszystko pięknie to i'm just kidding ;) ale czekam co wymyślisz, uwielbiam to czytać, znikam sprzed monitora i przenoszę się tam, magia.. *_*
    ale jeśli tylko dasz radę, pisz troszkę częściej, bo jedyną wadą jest to, że niektórych szczegółów się nie pamięta i trzeba wracać z powrotem... :) ja wszystko rozumiem, ale tak czy siak życzę ci duuużo weny i wspanialych pomysłów. <3 do następnego! xx

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak przypadkiem tu trafiłem...byłem na twoim blogu "Potomkini Jadis" i jakoś tu się dostałem. W 1,5 dnia przeczytałem całość, masz bardzo ciekawy sposób narracji, jak toś zauważył, czytelnik ma wrażenie, że znajduje się w świecie przedstawionym. Co prawda nie jestem fanem tego zespołu, jak ogólnie muzyki współczesnej (słucham chorału i klasyki), ale bardzo podoba mi się twoje opowiadanie. Życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Zacznę tak, jak zaczynam zwykle, czyli najpierw pozwolę sobie omówić adres i szablon. Otóż to pierwsze nie jest w sumie aż tak jasne, aczkolwiek pozostawia nutkę tajemniczości i jest na swój sposób oryginalne. Tutaj muszę również pochwalić za to, że ściśle trzymasz się z tytułem i wyglądem głównej bohaterki – Phee jest tą irlandzką marchewką, a przynajmniej tak można wywnioskować po przeczytaniu opowiadania. Ach, no podoba mi się to bardzo i jeszcze ten nasz kochany Louis, który tak chętnie przybywał do warzywnika. No nie powiem – ciekawie, ciekawie, jeszcze z czymś takim się nie spotkałam, chociaż w sumie nie mogę o sobie mówić jako o kimś, kto aż tak dogłębnie zna się na Directionowskich opowiastkach, jestem bowiem nowa, jeżeli chodzi o właśnie taką kategorię. Niemniej jednak Twoja historia pozostawia interesujący wydźwięk, aczkolwiek widzę w niej niestety troszkę błędów. Ach, czy bardzo pogniewasz się na mnie, kiedy ich nie wypiszę? Chciałabym się w tym moim pierwszym komentarzu na Twoim blogu zająć wyłącznie samą treścią, pomijając poprawność i te inne sprawy, a obiecuję, że wraz z następnymi notkami, będę wypisywać Ci ewentualne błędy (jeśli się pojawią, rzecz jasna).
    Co do samego stylu pisania – bardzo przyjemny, płynnie się to czyta, acz są też pewne zgrzyty utrudniające niestety wykonywanie tejże czynności. Radziłabym nieco bardziej skupić się na pewnych sytuacjach. Co mam na myśli? A no to, byś nie śpieszyła się zanadto. Akcja, która gnie w zastraszającym tempie, nie jest ni trochę dobra, a wręcz pozostawia wiele nieścisłości i czytelnik czuje się lekko zawiedziony, bo np. nie przeczytał zbyt dużo o pewnym zdarzeniu, nie poznał w pełni zachowania bohaterów itp. itd.
    A teraz przejdźmy do mojego rozważania. Komentarz jest trochę okrojony, bo jakbym się tak nagle rozpisała, to wyszłoby z kilka stron w Wordzie, dlatego ograniczam się do minimum i tylko napomnę o kilku rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest pewna rzecz, która mnie szczerze zdziwiła, a mianowicie ten oto fragment w rozdziale trzecim:
      Chłopak wiedział, że kocha go jak własnego brata, że to w nim ma największe oparcie.
      O tyle, ile dziewczyna by tak uważała, to chłopak jakoś mi tu nie pasuje. Nie żebym miała cokolwiek do przyjaźni dwójki mężczyzn czy też związków homoseksualnych, ale tutaj po prostu to zdanie, że kocha go jak własnego brata, brzmi nieco pejoratywnie. W każdym razie mi się ono nie podoba, o – jest to jednakże tylko moje zdanie, moje własne odczucia. Drugą sprawą, którą nie mogę sobie wyobrazić, to reakcja Louisa w samochodzie, ten jego nagły krzyk. Ja rozumiem, że on mógł być zdenerwowany, skołowany, zraniony itd. ale nie przesadzajmy, nie popadajmy w skrajności – nagły wybuch agresji, w tym przypadku, wyszedł dosyć komicznie, a sam zainteresowany wyglądał jak na chorego umysłowo. Mógł przynajmniej zachować to dla siebie, wydrzeć się w swoim pokoju czy gdzieś tam, ale nie tak jak on to zrobił. Mnie to trochę zdziwiło, ale też rozbawiło, bo kiedy próbowałam sobie to wyobrazić, wyszło z tego naprawdę coś niedorzecznego.

      Ten fragment jest genialny:
      Phee musiała przyznać, że to był jeden z lepszych dni w jej pracy. Chłopcy umilali jej ten dzień, jak tylko mogli. A kiedy zaczęli się nudzić, robili różne dziwne rzeczy, jak używanie porów do walki na miecze czy udawanie przed osobami, które ich rozpoznały, że nie są Niallem Horanem i Louisem Tomlinsonem i nigdy nie słyszeli o One Direction. Potem zaczęli spamować Phee na wiadomościach prywatnych na Twitterze, a ona odgrażała się, że zablokuje ich jak tylko przypomni sobie swoje hasło.
      A najbardziej zdanie mówiące, iż ci dwaj udawali, że nie są tym, kim są i nie znają 1D – ach, uśmiech to wymalował mi się na twarzy od razu.

      Końcówka rozdziału dziesiątego była... słodka, po prostu słodka – nie wiem, czy taki był Twój zamiar, ale wyszło Ci to naprawdę dobrze.

      I jeszcze tak na koniec – szkoda by było, gdyby ta ich wakacyjna przygoda się skończyła.

      A teraz może coś o ogóle? Najchętniej czytam opowiadania o Louise i Niallu, dlatego z chęcią przystąpiłam do Twojego, które mnie wciągnęło. Cieszy mnie sam fakt, że nie postawiłaś na coś prostego, Twoi bohaterowie nie wskakują sobie od razu w ramiona i nie wyznają miłości już po pierwszym rozdziale – ładnie i logicznie rozkładasz to na poszczególne części, dodając do tego ciekawe sytuacje bądź wspomnienia. Pomysł z wypadkiem, depresją, psychiatrykiem i całą resztą bardzo mi się spodobał. Jest to oryginalne i dzięki temu Twoje opowiadanie zyska znacznie więcej, widać, iż nie jest ono pisane przez osobę, która się na tym nie zna – owszem, błędziki się wprawdzie pojawiały, ale ciężko je uniknąć, rozumiem to, Twojej historii jednakże nie ma zbyt wiele do zarzucenia. Ach, słodzę Ci chyba zbytnio, ale tak to jest, jak coś mi się spodoba i wyczekuję z niecierpliwością dalszego ciągu. Wybacz mi, że tak fragmentarycznie wspominałam o rozdziałach, ale komentarz pisałam w trakcie czytania i przez to powstał lekki chaos, a bo tu coś się powie, a bo tam coś doda i takie nie wiadomo co wychodzi.
      Dodaję oczywiście do linków i czekam na następny!
      Przy okazji zapraszam do siebie na http://crystal-somnia.blogspot.com/. Na razie zaczynam. Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Na każdy Twój rozdział czekam z ogromną niecierpliwością. Tak było i tym razem, i pewnie będzie następnym, i następny.. :D to najpiękniejsze opowiadanie o Niall'u jakie kiedykolwiek czytałam:) jestem twoją fanka! <3
    jeśli masz chwilę zapraszam di siebie i z góry przepraszam za smap ..:)
    http://maly-motyl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Oooooooohh, tak słodko, że normalnie rzygam tęczą XD Świetny rozdział! Uwielbiam team Phee i Niall, są tacy słodcy :3
    Masz świetny styl pisania, serio mówie. Czekam i czekam na kolejny rozdział,ale chyba troche poczekam XD To nic, wytrzymam.
    Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam, ale mam nadzieje że ci się spodoba :) http://kocia-poradnia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Pochłonęłam cały blog na raz! Jest prześwietny :)
    Masz talent! Czekam z niecierpliwością na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń